Beskid Żywiecki

Przerwałam poprzednio opowieść w momencie kiedy właściwie witaliśmy się z żywieckimi góralami. Tuż za Bystrą bowiem pożegnaliśmy Beskid Makowski i podążając dalej Głównym Szlakiem Beskidzkim zaczęliśmy wspinaczkę w kierunku Babiej Góry. Opuszczając Dolinę Bystrzanki (rzeki) zgubiliśmy jeszcze drogę (szlak odbijał ostro w bok, a potem w górę, wybraliśmy trasę ostro w górę – pomijając skręt ;)). Cóż, Gawron to też piękna góra! To takie motywujące kiedy włazisz na nie tę górę co trzeba (Gawron 738 m np.m.), złazisz z niej 300 metrów przewyższenia w dół, by mozolnie zdobyć następną – Cupel (887 m n.p.m.).

Beskid Żywiecki – Pasmo Policy

A szlak czerwony tego dnia miał nas zaprowadzić do schroniska na Hali Krupowej, czyli kawał drogi. Znaleźliśmy się w Paśmie Policy, najbardziej wysuniętej na wschód części Beskidu Żywieckiego, ciągnącej się przez 20 km. Na pachnącej przełęczy Malinowe minęliśmy pomnik z 1967 roku poświęcony pamięci zamordowanych przez hitlerowców mieszkańców istniejącego tu niegdyś osiedla. Do 1944 roku istniał tu przysiółek Malinowe, administracyjnie należący do Sidziny, złożony z 10 gospodarstw. Na polanie poniżej znajduje się kapliczka Matki Boskiej AK-owskiej pod którą corocznie odprawiana jest w październiki msza. W zachodzącym powoli nad Babią Górą słońcu zdobyliśmy Soskę (1062 m n.p.m.), Naroż (1076 m n.p.m.) i Urwanicę (1106 m n.p.m.) i ostatecznie omijając piękną Okrąglicę (1239 m n.p.m., Główny Szlak Beskidzki tak prowadzi).  Tuz poniżej szlaku znajduje się kaplica Matki Bożej Opiekunki Turystów. Skrywa ona historię podobną do wielu małych kościółków i kaplic wybudowanych “pod osłoną nocy” (w tym wypadku pod osłoną lasu) w czasie PRL. Na Hali bacówkę posiadał ks. Józef Długopolski z Sidziny. Szałasik ten stanowił schronienie dla pasterzy i turystów. PRL-owskim zwyczajem miejsce to spłonęło i trudno było je odbudować. Dlatego kamienne płyty ołtarza i tym podobne przygotowywano i ukrywano w lesie, by w dogodnej chwili rozpocząć budowę. Tak też się w 1974 roku stało. Potem nad ołtarzem postawiono ściany i dach, i kaplica gotowa. Mszę odprawia się tu raz w roku, w pierwszą niedzielę października, kiedy to na Hali Krupowej odbywa się Zlot Turystów Górskich. Nie byliśmy, ale może kiedyś… Póki co miejsce przypadło nam do gustu, poznaliśmy tu kilka fantastycznych osób, szkoda tylko, że szybko pogoniono nas do łóżek 😉

 

Babiogórcy

 

W tym ciekawą rzeczą jest też to, że znaleźliśmy się na terenach Babiogórców, górali przywróconych do życia przez etnolożkę Urszulę Janicką – Krzywdę. Powstał o tym świetny krótki film Anialka Team, który możecie obejrzeć poniżej:

 

 

Co jest wyjątkowego w ludziach stąd? Dlaczego przywróconych do życia?  W XX wieku Babiogórcy ulegali bardzo silnej asymilacji, zatracali swą etnograficzną odrębność upodabniając się do ludzi dookoła, a przede wszystkim do “letników”, którzy masowo zaczęli pojawiać się w górach. Obecna moda na powrót do korzeni, poszukiwanie tożsamości, tego co odróżnia powoduje powolne odrodzenie tożsamości Babiogórców. Zamieszkują oni północne stoku Babiej Góry, po Skawę, Maków i Suchą. Ich stolicami są: Zawoja i Sidzina. Ich gwarę charakteryzuje przejście “ą” w “o” na końcu wyrazów  i “ch” w “k”. Byli to z reguły biedni pasterze. Chyba że któryś szukał łatwiejszego zarobku i przystał do zbójników. A sprzyjało temu i ukształtowanie terenu i lasy dające schronienie. Zbójnictwo w Karpatach to tak fajny temat, że poświęcę temu dodatkowy post niebawem 😉 Póki co czas obudzić się na Hali Krupowej. Wstaliśmy dość wcześnie, bo byliśmy umówieni z taką jedną Dorotą, góralką żywiecką na zdobywanie Babiej Góry (Korona Gór Polski) i na dowóz smakołyków na Przełęczy Krowiarki. Do pokonania mieliśmy Złotą Grapę (1243 m n.p.m.) i Policę (1369 m n.p.m.). To tutaj przecięliśmy “tabakowy chodnik“, szlak przemytniczy, którym w czasie zaborów przemycano z Galicji na Węgry Tytoń, a trakcie dwudziestolecia międzywojennego buty i kamyczki do zapalniczek z Czechosłowacji. Piotrek też jak rasowy przemytnik nie szczędził sobie tytoniu ;). Ale lecimy dalej w ten Beskid Żywiecki, chociaż nikt nas nie goni. No nie, jak to nie goni. Nasz kolega Kuba ciągle na naszym tropie. Wstaje później, ale za to potem … Nie robi sobie tylu przystanków po drodze. Jeszcze Cyl Hali Śmietanowej (1298 m n.p.m.) i już prawie witamy się z przełęczą, gdy tuż przed nami wyrasta Sylec (1146 m n.p.m. ). Jakoś tak niespodziewanie. Taka przeszkoda.

 

Babia Góra

 

Szlak czerwony na Babią Górę, czyli Główny Szlak Beskidzki i Beskid Żywiecki

I robi się tłoczno. W końcu pogoda genialna i niedziela. Dorota czeka z zapasami na Krowiarkach i kiedy zajadamy się ciastem dogania nas oczywiście Kuba. Wypuszczamy go przodem (po zapchaniu ciastem, żeby mu tak lekko nie było), tracimy sporo czasu na geocachingowe poszukiwania i zaczynamy mozolną wędrówkę czerwonym szlakiem na Diablaka. Krok za kroczkiem. Mija nas lub my mijamy sporo osób. W tym taką jedną rodzinkę z dwójką dzieci poniżej 8 lat. Tatuś w “adidaskach”, mama w “kościołowych” sandałkach (skórzane cienkie paseczki), dzieci skarpetki w sandałkach, córeczka – spódniczka z falbankami. Jakaś butelczyna z wodą. Idą. My też. Z tymi wielkimi plecakami. Grzeje niemiłosiernie. Spływamy potem. Korzystamy z ławeczek po drodze z widokiem, ale i by się nieco ostudzić ;). Rodzinka z dziećmi też. Na pierwszym postoju tatuś przekonuje rodzinkę jak to jest pięknie i jaki to był genialny pomysł pójść w góry na Babią. Bo jest tak cudownie! Do drugiego postoju mamunia już niesie sandałki w ręku i boso stąpa kamień po kamieniu. Dzieci zaczynają marudzić. Wesoły tatuś ciągle próbuje: patrzcie, jak pięknie! Na Sokolicy (1367 m n.p.m.) polepszamy trochę nastroje dzieciaków, bo gdy mijamy ich z wielkimi plecakami, ociekając potem, spoglądają na nas i chłopczyk mówi do dziewczynki : “Patrz, można mieć gorzej …” W końcu osiągamy Babią Górę (1725 m n.p.m.) i rozpoczynamy szukanie naszych keszy, skrytek na szczycie. Kuba idzie dalej. Rodzinka też za wiele czasu nie spędza naszczycie. O powstaniu Babiej Góry istnieje oczywiście mnóstwo legend ludowych. Jedna z nich mówi, że jest ona kupą śmieci wyrzuconych przez babę – olbrzymkę. Inna, że to skamieniała zbójnicka frajerka (dziewczyna zbójnika), która tak zastygła zobaczywszy martwego ukochanego. To tutaj w św. Łucji, czyli 13 grudnia czarownice przylatują na sabat. Podobno też gruzy na szczycie to zawalony zamek, który diabeł budował dla zbójnika. Niestety zapiał kogut i pogrzebał pod gruzami właściciela. Ten wyje dziś pod kamieniami. Stąd Diablak ;). Sporo o Babiej Górze pisałam przy poprzednim zdobywaniu szczytu (tutaj). Powoli nadciągają chmury, schodzimy na Przełęcz Brona i w ostatnich chwili zanim lunie deszcz kryjemy się w Schronisku na Markowych Szczawinach. Kuba już zajada obiad. On zostaje w schronisku. My czekamy na zwrot pogodowy. Rodzinka tez siedzi przy stoliku – dzieci zaryczane, chyba chodzenie po górach nie będzie ich ulubionym zajęciem.

 

 

Górnym Płajem do bazy w Głuchaczkach

 

Po pół godzinie przestaje padać, Dorota idzie z lewo (niebieskim szlakiem na Krowiarki gdzie ma samochód), my w prawo Głównym Szlakiem Beskidzkim. I jej szlak i nasz prowadził tzw. płajem (słowo z języka Wołochów oznaczające szeroką ścieżkę górską). Nasze trasy przez Beskid Żywiecki biegły Górnym Płajem, starą drogą myśliwską wykorzystywaną obecnie także do zaopatrywania Markowych Szczawin w zapasy. Istnieje też Dolny Płaj, ale póki co nie jest wykorzystywany w żaden sposób. Ruszyliśmy więc świetną ścieżką, trawersującą Małą Babią do Fickowych Rozstajów. Nazwa tego tego skrzyżowania szlaków pochodzi od nazwiska leśniczego Jana Ficka, który w latach 70-tych XX wieku przyczynił się do rozwoju tych terenów. Co jakiś czas przecinamy wartkie strumienie, które szczególnie po deszczu głośno pędzą w dół. Spotykamy tu kolejną rodzinę, tym razem ojca i wujka z 10-12 – latkiem, przygotowanych i zadowolonych z wędrowania, mimo że po drodze złapał ich przecież deszcz. Wędrowali do schroniska na noc. Nie byliśmy do końca pewni dokąd dojdziemy, ale plan był na Bazę SKPB Katowice na Przełęczy Głuchaczki. Gdzieś za Żywieckimi Rozstajami opuściliśmy Babiogórski Park Narodowy, co chyba odnotowały fotokomórki zamontowane na granicy. Tak nam się wydaje, że czułe oczko zamontowane na słupkach w środku niczego, chyba służy do odliczania turystów? 😉 Cały czas poruszaliśmy się wzdłuż granicy ze Słowacją, co widoczne było w starych słupkach granicznych i szlakach słowackich z tabliczkami, które mijaliśmy co kawałek. Częściowo jest to tzw. ścieżka Żywczaków (tubylców). Jakieś 0,5 km przed szczytem znajduje się słupek III/90 znajduje się historyczny punkt graniczny:  do 1564 roku zbiegały się tu granice Polski, Węgier i  ziem śląskich, a podczas okupacji hitlerowskiej stykały się tu granice Rzeszy, Generalnego Gubernatorstwa i państwa słowackiego ks. Tiso. Na Mędralowej (1169 m n.p.m.) było tak pięknie w promieniach chowającego się w oddali słońca, że zachciało nam się zostać. Posiedzieliśmy chwilę grzebiąc w choinkach (pozostałościach po okopach?) za skrytką i .. poszliśmy jednak dalej (nie ukrywam, że nowa odznaka bazowa była konkretną dla mnie motywacją – wyjaśniam, bo nie pamiętam, czy już o tym pisałam: Bazowa Odznaka Turystyczna PTTK, brązowa:  za odwiedzenie 5 baz i chatek, w tym nocowanie w co najmniej dwóch). Może to dobry moment by wrócić do etnografii i górali żywieckich. Bo przecież znaleźliśmy się na ich terenie.

 

Górale Żywieccy

 

Wsie tutejsze powstawały w dolinach potoków, które dawały wodę oraz ułatwiały zwózkę drewna. Bo oczywiście, żeby się osiedlić na tych dzikich niegdyś terenach, należało najpierw wyrąbać puszczę beskidzką, by móc coś uprawiać i wypasać owce. Czym się odróżniają od innych górali beskidzkich? Gwarą oczywiście. W budownictwie: dachy dwuspadowe były deskowane pionowo z ozdobnym wykończeniem. Przyczółki dachów wysuwano daleko i wspierano na belkach zwanych “rysiami”. Domy posiadały też ganki osłaniające przed niepogodą. Ciekawym elementem zabudowy wsi były tzw. dzwonniczki loretańskie – samodzielne wieżyczki z dzwonkiem używanym na dzwonienie na Anioł Pański, do informowani o śmierci kogoś z parafii (ale nie samobójcy), alarmowanie o pożarze, a także odstraszania płanetników- stworów przynoszących burze i grad. Zachowało się póki co jeszcze kilka takich dzwonniczek, m.in. w Stryszawie Roztokach (osiedle Kapałówka) oraz w osiedlu Wsiórz. Dokładnie z drewnianym budownictwem wiejskim regionu możecie się zaznajomić odwiedzają Skansen w Zubrzycy Górnej. Ze wszystkich zwyczajów najbardziej utkwiło mi w pamięci zrzucanie w Wielką Środę z dziury w sklepieniu kościelnym garnek z obsypanym popiołem kotem oraz sylwestrowe dziady żywieckie. Typowo regionalny jest też taniec hajduk – tańczony w parach, ale to mężczyzna musi się więcej wykazać: skoki, uderzenia ręką o uniesioną nogę, głębokie przysiady, pełzanie w przysiadzie, skoki w pozycji poziomej to pokaz siły. Przy tym dużo pokrzykują i gwiżdżą.

Za Mędralową wydawało nam się, że już jesteśmy na miejscu, a tu droga wiosła w górę i w dół, co kawałek widzieliśmy znaki “Baza 30 min”, mijało 30 min i nic. Nie, nie zgubiliśmy się, po prostu w ciemnościach droga dłużyła się. A gdy zobaczyliśmy strzałkę w bok, to popędziliśmy prosto przez krzaki 😉 W bazie spora grupka przemiłych ludzi od razu zrobiła nam herbatę (i to jeszcze jaki wybór mieli!). Niestety to chyba ostatnie chwile bazy, bo tuż obok na przełęcz budowana jest droga dojazdowa. A jak droga, to i schronisko prędzej czy później zostanie wybudowane …

 

 

 

Wzdłuż granicy ze Słowacją

Kolejny dzień oczywiście zapewnił nam dobrą pogodę, aż za dobrą. Upał. Po dobrej kawie ruszyliśmy na Jaworzynę (1047 m n.p.m.). Podejście nie było specjalnie wymagające, jak i następne na Beskid Krzyżowski (923 m n.p.m.) i Beskidek Korbielowski (955 m n.p.m.). Po pokonaniu Studenta (935 m n.p.m., nie mogę nigdzie znaleźć skąd pochodzi ta nazwa, druga funkcjonująca to góra Zimna ?!? też niewiele pomaga;)). I dotarliśmy na przełęcz Glinne. A tutaj – sklepik z oscypkami i pamiątkami, ogromny budynek, w którym zimą mieści się wypożyczalnia nart, a latem rowerów. Kawałek dalej stoją opuszczone słowackie budki graniczne i sklep. Z czekoladą studencką i kofolą! Zrozumiecie teraz dlaczego Kuba znów nas dogonił (wstał też ponad dwie godziny wcześniej niż my, bo mu weszliśmy na ambicję i chciał nas dopaść ;)). Wypełnieni benzoesanem sodu i innymi super niezdrowymi elementami, ale jakże szczęśliwi przekroczyliśmy drogę asfaltową Żywiec – Namestow i ruszyliśmy na Pilsko. Główny Szlak Beskidzki nie prowadzi na na sam szczyt Pilsko (1557 m n.p.m.) tylko trawersuje go na Halę Miziową. Znajduje się tu sporo wyciągów narciarskich i stoki te są raczej używane do tego sportu. Schronisko też jest duże i drogie (kolega Kuba nie omieszkał spożyć tu obiadu, my odnaleźliśmy kuchnię turystyczną i dojedliśmy to co było na plecach). Powoli dokończyliśmy swój marsz przez Palenicę (1343 m n.p.m.), Trzy Kopce (1216 m n.p.m.) do Schroniska PTTK na Rysiance (Hali). Rozbiliśmy namiot i uczciliśmy ponowne spotkanie z Kubą dobrym piwem ;). Schronisko ma piękne dalekie widoki. Schodząc czerwonym szlakiem przez Suchy Groń (868 m n.p.m.) na Węgierską Górkę znów natknęliśmy się na “wychowanie przez wędrowanie”, młoda mama pokonywała górskie szlaki z małym synem, dostosowując odcinki do jego możliwości (czyli najczęściej od schroniska do schroniska). Trasa wiedzie szeroką drogą przez Beskid Żywiecki, czasami przez pastwiska i potoczki płynące całą szerokością szlaków. Na zboczach można spędzić wiele godzin objadając się malinami i jeżynami. Co też uczyniliśmy. Gdy tak siedzieliśmy w tych krzakach gdzieś z boku wyszło trzech miejscowych młodych bardzo chłopców, z plecaczkami i kolorową wodą do picia. Wyglądali po części na miejscowych (choć jak wiadomo górale nie chodzą po górach), a może bardziej na jakiś chłopaków na gigancie. Powiedzieli dzień dobry i czmychnęli szepcząc coś do siebie. Było piękne ciepłe letnie pachnące popołudnie… Kto by się czepiał kogokolwiek wędrującego po lesie?

 

 

INFORMACJE PRAKTYCZNE:

 

Dzień piętnasty : okolice Rabki Zdrój – Hala Krupowa Schronisko

dystans: 37,75 km

w górę: 1830 m

w dół: 1331 m

czas przejścia: 12 godzin 38 min

Sklepy po drodze

Skawa 381 (przy szlaku czynny też w niedzielę 11-19)

Jordanów, sporo różnych sklepów i  jakiś bar

Bystra (przy szlaku Pon-Sob  6.30-21.00 , N 8.30-19.30). Jakieś 1,5/2km za Bystrą przy szlaku stoi malutka chatka leśników (była otwarta )

Schronisko PTTK na Hali Krupowej (można rozbić namiot – korzystanie z węzła sanitarnego tylko do zamknięcia schroniska ok 22  ) :tutaj. Obok schroniska źródło z wodą

Główny Szlak Beskidzki

Dzień szesnasty : Schronisko PTTK na Hali Krupowej – Baza SKPB Głuchaczki

dystans: 27,87 km

w górę: 1560 m

w dół: 1854 m

czas przejścia: 10 godzin 14 min

Schronisko PTTK Markowe Szczawiny http://markoweszczawiny.pttk.pl/

Brak możliwości rozbicia namiotu, wrzątek za darmo, świetna kuchnia turystyczna w podziemiach budynku (mała kto o niej wie , w bufecie był tłum, a na dole w piwnicy nikogo, a można sobie tam w spokoju przyrządzić ciepły posiłek )

Na Hali Mędralowej szałas w kiepskim stanie – widoczny ze szlaku

Baza namiotowa SKPB Katowice “Głuchaczki”  http://skpb.org/bases/gluchaczki

Woda z kranu ! , jak ktoś ma szczęscie i załapie się na większe ciśnienie wody to nawet prysznic można wziąć

Główny Szlak Beskidzki

 

Dzień siedemnasty: Głuchaczki – Schronisko PTTK na Rysiance

dystans: 20 km

w górę: 1396 m

w dół: 858 m

czas przejścia: 6 godzin 23 min

Szałas w okolicy przełęczy Półgórskiej

Na przełęczy Glinne woda , toaleta (chyba do 16), wiata. Po stronie słowackiej sklep i bar (czynny mniej więcej 9/11-19)

Mniej więcej w połowie drogi między rozejściem się szlaków czerwonego i niebieskiego, a Schorniskiem na Hali Miziowej obfite źródło wody

Schronisko PTTK na Hali Miziowej: http://www.halamiziowa.pl/. Kuchnia turystyczna na parterze

Przed szczytem Munczolika całkiem fajny szałas

Schronisko PTTK na Rysiance http://www.rysianka.com.pl/

Można rozbić własny namiot, jako że wkroczyliśmy już do województwa śląskiego to nie ma już kuchni turystycznych – nie było pieniędzy z EU 🙂

Główny Szlak Beskidzki przejście

Dzień osiemnasty: Schronisko PTTK na Rysiance – Węgierska Górka

dystans: 20,52 km

w górę: 643 m

w dół: 1142 m

czas przejścia: 6 godzin

przejście GSB