Polskie góry są jednymi z najpiękniejszych na świecie. I to każde pasmo po kolei. Od wschodu po zachód. A szczególnie Beskid Niski i Główny Szlak Beskidzki. I warto byłoby je docenić i “przejść” przez nie chociaż raz w życiu zanim pod wpływem działalności zazwyczaj niszczycielskiej człowieka nieodwracalnie zmienią swój wygląd. I są to jedyne góry na świecie gdzie nie przeszkadza mi jaka jest pogoda. Kiedy jest upalnie – wszystko cudownie pachnie, nawet przesuszony las przyjemnie kręci w nosie. Po deszczu magicznie spowijają je mgły. Rankiem zazwyczaj tworzą się w dolinach mleczne jeziora, wieczorem pomarańczowa kula podkreśla kolory. Zimą? Zimą po prostu po nich nie chodzimy, więc nas ten śnieg i zimnica nie denerwują;)
Dobra, dość tego gadania, chodźmy, przekroczmy magiczną pierwszą setkę kilometrów na Głównym Szlaku Beskidzkim.
Główny Szlak Beskidzki – opowieść z Beskidu Niskiego
Zasnęliśmy ostatnio w Prełukach. Gdybym miała zgadywać skąd się wzięła nazwa miejscowości postawiłabym, że od przepięknie meandrującej w tym miejscu Osławy. Pomiędzy Duszatynem a Prełukami rzeka ta zakręca bardzo ostro, tworząc tzw. łokieć, zbliża się sama do siebie na odległość zaledwie stu paru metrów. W 2000 roku utworzono tu nawet rezerwat “Przełom Osławy pod Duszatynem“. Pochodzenie nazwy wsi jest znacznie mniej romantyczne bo od staropolskiego słowa “przełęk” oznaczającego pole orne. Cóż. Przy niskiej wodzie można przeskakując z kamyka na kamyk przejść korytem Osławy cały zakręt! Podobno rzeka jest tu tak czysta, że można łowić (poza rezerwatem) i jeść występujące tu małże. Nie mieliśmy tyle szczęścia, bo woda po deszczu była mętna. Ale póki co wierzymy na słowo, a przy najbliższej okazji sprawdzimy.
W każdym bądź razie nadszedł dzień, gdy Główny Szlak Beskidzki opuszcza Bieszczady i ziemię Bojków i wchodzi na tereny łemkowszczyzny. Nie wyobrażam sobie, żeby można było przejść przez Beskid Niski i nie wiedzieć nic o Łemkach. Dlatego teraz zrobię małą powtórkę z wiadomości (jeśli ktoś wszystko to wie, to może przeskoczyć poniżej, wyraźnie zaznaczyłam gdzie koniec wykładu;))
Kim są Łemkowie? O nich, ich historii i kulturze
Kim są Łemkowie? Pierwsza, najstarsza i w nauce polskiej uznana za obowiązującą teoria o pochodzeniu Łemków (i generalnie górali ruskich, czyli też Bojków i Hucułów) to koncepcja migracji wołoskich. Co to oznacza? Zrutenizowani (czyli w jakiś sposób ulegli wpływom kultury rusińskiej) pasterze wołoscy (zbiorcza nazwa dla różnych grup etnicznych zamieszkujących pierwotnie Półwysep Bałkański) przywędrowali do nas na tereny podgórskie i górskie i zaczęli się osiedlać mieszając się z miejscową ludnością (Polakami, Słowakami, Rusinami). Z połączenia obyczajów powstała kultura pasterska Karpat Zachodnich, górali polskich i słowackich. W Beskidzie Niskim i części Sądeckim osiedleńcy pozostając przy swoim języku ulegli wpływom polskim i słowackim i tak ukształtowali się Łemkowie. Dalej w Bieszczadach i Gorganach osadnicy będący pod silnym wpływem ruskim stali się Bojkami. A w dalekiej Czarnohorze i na Bukowinie wykształciła się grupa Hucułów – ulegli oni silnemu zruszczeniu ale też pozostawili sporo z kultury bałkańskiej. Losy Łemków na ziemiach polskich miały swoją smutną historię, napisano o tym wiele i nietrudno chcącemu znaleźć literaturę, do której zainteresowanych odsyłam.
Cerkwie łemkowskie w Beskidzie Niskim
My przekraczamy Osławicę, umowną granicę między Bieszczadami i Beskidem Niskim i trafiamy do Komańczy. O miejscowości i jej atrakcjach rozpiszę się w oddzielnym poście. Tu wykorzystam ją do zrobienia dygresji i opisania szczególnego typu cerkwi łemkowskich charakterystycznych właśnie dla tej doliny, zwanego typem osławskim (drewniany, zrębowy, trójdzielny budynek i szeroką nawą dominującą nam babińcem i sanktuarium, przykryte dachem dwuspadowym o jednej wspólnej kalenicy, na której nabudowane są 3-4 niewielkie wieżyczki z cebulastymi chełmami; dzwonnica stoi osobno). Najczęstsze w Beskidzie Niskim są cerkwie typu zachodniołemkowskiego (drewniane, trójdzielne, zrębowe, nawa dominuje w bryle, i tu różnica: przykryte łamanym dachem namiotowym, babiniec przykrywano stropem płaskim i na nim budowano wieżę – dzwonnicę), ale te spotkamy nieco. Wyróżnia się jeszcze typ pośredni między wymienionymi wyżej (budynek przykryty dachem o jednej kalenicy, na nim nad nawą i częścią ołtarzową znajdują się małe wieżyczki o ośmiobocznych podstawach z cebulastymi chełmami, nad babińcem najwyższa czworoboczna wieża). Ułatwienie w rozróżnianiu stylów stanowił nam będzie poniższy rysunek:
źródło: W. Grzesik, T. Traczyk, Od Komańczy do Bartnego, Warszawav 1992, s,230 |
W Komańczy znajduje się też Izba Pamięci Kultury Łemkowskiej, założona przez państwo Darię i Stefana Boiwko w ich gospodarstwie (taki mały prywatne muzeum), które też zainteresowani Łemkowszczyzną powinni odwiedzić.
Ludzie ci zajmowali się dawniej głównie uprawą roli i hodowlą owiec. Oprócz tego dochód przynosiły prace w lesie: wyrąb i zwózka drewna. Ale że górskie pola dawały mało plonów, a lasów nie mieli za wiele na własność, to próbowali i innych zajęć. I tak parali się gonciarstwem (było drewno, gonty robiono ręcznie), w Bielance robiono dziegieć (lepka ciemnobrązowa ciecz, produkt suchej destylacji drewna, o działaniu przeciwbakteryjnym, stosowany w ludowej medycynie), no i oczywiście maziarstwem w Łosiu (wytwarzano tu maź drzewną, którą smarowano drewniane osie w wozach; w Łosiu znajduje się muzeum “Zagroda maziarska w Łosiu” przedstawiające historię wytwarzania tego typu smarów). My przez Łosie nie idziemy, nie będzie wiec okazji by wspomnieć, że maziarze wędrowali, by sprzedawać swój produkt. A że oprócz sprzedaży smarów zajmowali się też kuglarstwem i wróżbiarstwem, to mogli podczas takiej podróży nieźle zarobić. Bo tak naprawdę nie znali się na tym i zmyślali pomyślne wróżby, czy uzdrawiali za całkiem niezłe pieniądze. No a potem to już tylko pamiętali, by nie wracać do domu tą samą drogą….
Chyża – łemkowska chata
Nie można zapomnieć też o ośrodkach kamieniarskich na Łemkowszyźnie, z których najważniejszym było Bartne (ale o tym opowiem jak będziemy przechodzić przez tę wieś).
Jak mieszkali? W Beskidzie Niskim ciągle spotkamy wiele chyży. To typowe dla Łemków chaty, gdzie pod jednym dachem mieścił się i dom mieszkalny, pomieszczenia gospodarcze i obora. Niektóre z nich miały nawet 25 metrów długości! Budowano je z grubych sosnowych lub świerkowych bali przeciętych wzdłuż na pół. Równa strona każdej z belek szła do wewnątrz, na zewnątrz pozostawała półokrągła, którą przetykano mchem lub czarną gliną. Chatę przykrywał bardzo wysoki dach, czasem wyższy niż podstawa. Oczywiście budowała domu wymagała odpowiedniego ceremoniału, ale chyba nie ma tu na takie rozpisywanie się miejsca ;). Strój ich nie był bogaty ani ozdobny. Mężczyźni nosili lniane koszule wpuszczane do spodni. Te w lecie były białe płócienne (tzw. nohałky), w zimie wełniane białe lub brązowe (chołośnie). Na koszulę latem zakładali niebieską kamizelkę (lajbik), w dni chłodne zakładali brązowe kurtki sięgające do połowy ud (huńki). Mężczyźni lubili kapelusze filcowe z krezami podwiniętymi do góry (uherskie lub madziarskie). Kobiety nosiły koszule zapinane z przodu wyszywane prostym ściegiem krzyżykowym i spódnicę z zapaską. Na głowie nosiły chustki lub czepce lub tzw. facełyky, na ramiona zarzucały chustę, czyli płachtę.
Krywluka – biżuteria łemkowskich dziewcząt
Dziewczęta znad Osławy nosiły krywulki – szerokie na ponad 10 cm koronkowe krezy plecione z różnokolorowych szklanych koralików. Język łemkowski to niewątpliwie jeden z dialektów ukraińskiego ze stałym akcentem, nie miał wypracowanej formy literackiej. Jeśli chodzi o religię, to Łemkowie na początku wieku byli w zasadzie wszyscy grekokatolikami. Później poprzez niechęć do ukraińskiej propagandy prowadzonej w cerkwiach, zdzierstwo unickich duchownych i różne lokalne spory zaczęli przechodzić na prawosławie. Po drugiej wojnie światowej, po faktycznej likwidacji cerkwi unickiej przestali mieć wyjście i pozostając wiernymi obrządkowi wschodniemu przechodzili na prawosławie, niektórzy tylko przeszli na obrządek łaciński. Obecnie Łemkowszczyzna jest wielką wyznaniową mozaiką.
Krywulka fot. Halina Gajda, źródło zdjęcia: http://gorlice.naszemiasto.pl/artykul/zdjecia/lemko-fashion-wystawa-i-warsztaty-lemkowskie-zdjecia,1804219,galop,4964559,t,id,tm,zid.html |
Beskid Niski – Wracamy do maszerowania!
Po tym całym wywodzie pewnie wszyscy już zapomnieli, że chodzi o Główny Szlak Beskidzki, więc wróćmy na niego ;). W Komańczy dość szybko pokonujemy asfalt i tory (o tak, od 1 sierpnia 2015 roku wznowiono kursy kolei regionalnych w weekendy na trasie Zagórz – Komańcza, jak długo będą jeździć, nikt nie wie) i skręcamy na Klasztor Nazaretanek w Komańczy. Przecinamy tu różne szlaki religijne (drogi prymasa Wyszyńskiego, tak, tak, to tutaj był internowany). Docieramy do schroniska PTTK, opustoszałego, z dziewczyną za barem, która nawet z polaniem piwa każe nam czekać na “szefa”. Dziś już wiem skąd taka atmosfera – sanocki właściciel szuka nowego dzierżawcy (były to ostatnie dni poprzedniego). Obraz nędzy i rozpaczy. No ale przy takich czynszach dzierżawnych mało kto jest w stanie się utrzymać. Dokładamy swoją cegiełkę do ich upadku podładowując telefon na ich koszt 😉
Beskid Niski wita nas pierwszym podejściem. Przechodzimy przez Wahalowski Wierch (666 m n.p.m. – że też nie nazwali go jakimś szatańskim szczytem) i Kamień (717 m n.p.m.). Chociaż niewysoko to cały czas mieliśmy cudne dalekie widoki. A łąki pachniały wprost miodem … Schodzimy do nieistniejącej już dziś wsi Przybyszów. Pozostały jedynie pojedyncze po niej pamiątki sterczące jak wyrzut sumienia cerkwisko i pojedyncze groby. Wszyscy wysiedleni …
Ostro pod górę wspinamy się na Tokarnię, po drodze mijając mnóstwo zdziczałych sadów (Łemkowie nie byli najlepsi w uprawianiu ogródków przydomowych i sadownictwie, jakieś drzewa owocowe sadzili przy domach, ale nic specjalnego).
Puławy i Zielonoświątkowcy
Pokonując długie pasmo Bukowicy docieramy do Puław (Górnych i Dolnych), a potem do Wisłoczka i po raz kolejny orientujemy się, jak mało wiemy o Polsce. Bo skąd nagle w środku wzgórz przeciętych potokiem i wąską na jeden samochód drogą zbór zielonoświątkowy? Kto się tu ukrył na tym odludziu? Bo trafiliśmy do czegoś na kształt centrum ruchu zielonoświątkowego. Po wojnie po wsie Puławy (253 Łemków) i Wisłoczek (824 mieszkańców: 3 katolików rzymskich, 8 Żydów i reszta Łemków) opustoszały (jak też Wola Piotrowa, znajdująca się poza GSB, ale widoczna z góry Tokarni po prawej stronie). Ponownie zasiedlili je na przełomie lat 60-tych i 70-tych zamieszkujący do tej pory Zaolzie członkowie ruchu zielonoświątkowego. Nie są oni zorganizowani w żadną strukturę, spotykają się na konferencjach, także ogólnoświatowych. W Polsce tylko właśnie trzy tutejsze gminy (w wymienionych wcześniej wsiach) mają oficjalną rejestrację jako Protestancka Wspólnota Regionu Bieszczadzkiego – Kościół Zielonoświątkowy. W każdej z tych wsi powstał zbór, do których zapraszają także obcych (inni też mogą być zbawieni). Poza tym to kraina miodem i mlekiem płynąca, głównie jednak mlekiem sądząc po ilości cystern z mlekiem pędzących po tych wąskich ścieżkach (a że z samego rana musieliśmy pokonać asfaltem przez te wsie parę kilometrów, to mogliśmy sobie wszystkie mijające nas ciężarówki policzyć i nawet przeliczyć ilość wiezionego przez nie białego płynu;)). Puławy to też jedno z centrów narciarstwa na Podkarpaciu.
W Wisłoczku Główny Szlak Beskidzki przecina bazę namiotową prowadzoną przez studentów SKPB z Rzeszowa. Wrzątek na piecu był gotowy, chłopcy właśnie wrócili z grzybów, a jedna taka rodzinka wychyliła się właśnie z namiotu. I jak to zwykle bywa na tym naszym szlaku zagadaliśmy się przeokrutnie przy herbatce. Rodzinka kompletowała miejsca do bazowej odznaki PTTK (i my od tego momentu zaczęliśmy kompletować pieczątki, tyle że celujemy w Koronę Baz, a to potrwa 😉 A co mamy się rozdrabniać!). I na dodatek należeli do bractwa geocacherów, a wówczas tematów nam nie brakuje! I dobrze, że wprawiliśmy się w super nastrój, bo za chwilę musieliśmy się przedzierać przez rozjechane leśne drogi. Szkoda gadać. Prawie do samego Rymanowa Zdroju.
Iwonicz Zdrój i drewniana architektura uzdrowiskowa w stylu szwajcarskim
A potem asfaltem do Iwonicza Zdroju. Tereny te większości kojarzą się z leczniczymi wodami i sanatoriami. I rzeczywiście, ciągle są to w miarę ładne miejscowości z zachowaną drewnianą architekturą w tzw. stylu szwajcarskim. Jak można się domyślić styl ten wywodzi się z XIX-wiecznej Szwajcarii, kiedy to po wzroście zainteresowania wodo- i przyrodolecznictwem rozpoczęto budowę kurortów u stóp Alp. Wille i pensjonaty, czynne głównie latem, z zewnątrz prezentowały się niezwykle efektownie. W środku wystrój był dość prymitywny. Wzorcem stał się szwajcarski dom góralski: niski o dwuspadowym dachu z szeroko wysuniętymi okapami. Do tego zestawu dodano balkony i tarasy, by mogły służyć wylegiwaniu się kuracjuszy na leczniczym powietrzu i słońcu. Wszystko to dekorowano rzeźbiąc w drewnie. Styl ten dotarł do Galicji, gdzie powstawały uzdrowiska wokół nowo odkrytych wód leczniczych, takie jak Rymanów Zdrój i Iwonicz Zdrój. Pewnie niewielu z Was wie, że tutejsze wody leczyły Stanisława Wyspiańskiego i Kazimierza Przerwę – Tetmajera, a także arcyksięcia Albrechta, stryja cesarza Franciszka Józefa. Mało tego, w rymanowskim “Dworcu Gościnnym” koncerty dawała Hanka Ordonówna (link w nowym oknie, do YT, można sobie włączyć w tle, by poczuć klimat;)) i Adolf Dymsza. W Rymanowie znajdziemy nawet obelisk w miejscu, w którym Władysław Bełza (autor “Katechizmu polskiego dziecka Kto ty jesteś – Polak mały”) podobno szukał natchnienia!
Po drodze mijaliśmy również wspomnienia nieistniejących wsi, po których zazwyczaj pozostały resztki krzyży cmentarnych (Tarnawka, Wołtuszowa). W miejscach tych postawiono tablice z mapkami i opisami tych miejsc. Można sobie urządzić odrębny spacer sentymentalny za nieistniejącą już wielokulturowością Polski.
Cergowa i wszystkie końce świata
Głównym wyzwaniem tego dnia, jaką postawił przed nami Główny Szlak Beskidzki, była jednak piętrząca się przed nami Cergowa (716 m n.p.m.). Masywny grzbiet górujący nad okolicą z kilkoma jaskiniami szczelinowymi (o ciekawych nazwach: Gdzie wpadł grotołaz, Gdzie spadł samolot) i z … Morskim Okiem (taki małym stawem na zboczu, ale zawsze;))! Góra ta przyciąga. Oprócz św. Jana z Dukli (o którym za chwilę ), to 7.7.1977 roku przyciągnęła też takich jednych wyznawców, którzy oczekiwali na jej szczycie końca świata. Ten całe szczęście nie nastąpił…
Pustelnia św. Jana z Dukli na Puszczy
Docieramy do Pustelni św. Jana z Dukli, spokojnego miejsca z kamiennym kościółkiem, rekonstrukcją chaty pustelnika i drogą krzyżową. Dzięki bardzo miłym dwóm braciom zakonnym zostajemy na noc pod ich dachem. Jan z Dukli urodził się w Dukli, ale zmarł we Lwowie, gdzie został pochowany w kościele Bernardynów (według legend przyczynił się do uratowania Lwowa podczas powstania Chmielnickiego w 1648 roku ukazując się w chmurach najeźdźcom). Kanonizował go Jan Paweł II.
Główny Szlak Beskidzki prowadzi stąd do Chyrowej, znajdującej się w Dolinie Śmierci. Nazwę swą dostała po operacji dukielsko – preszowskiej we wrześniu 1944 roku, kiedy to ciężkie walki między Wermachtem a Armią Radziecką pozostawiły tu po sobie rozpaczliwy obraz zniszczenia. W Chyrowej znajduje się też wyjątkowa cerkiew z wielopolowym sklepieniem zrębowym, niestety nie było nam dane wejść do środka, mimo iż spotkaliśmy się tuż pod nią z grupą ludzi umówionym z osoba dzierżącą klucze do świątyni (ta nie przyszła). Trzeba będzie wrócić.
Magurski Park Narodowy – szlak czerwony po parku
Chyrowa słynęła niegdyś wśród okolicznych wsi z kraszenia dwu- i trójkolorowych pisanek.
Przez Polanę (651 m n.p.m.) i Łysą Górę (641 m n.p.m., gdzie jakiś … zły człowiek ukradł pieczątkę ze szczytu!) schodzimy do Kątów, osiągając najniżej położony punkt na szlaku (ok 320 m n.p.m.). Tego lata w Polsce czujemy się jak zimą na szlaku w Izraelu, kiedy to przy każdej okazji zajadaliśmy się lodami (jest tak samo gorąco). Stąd już tylko krok i włazimy do Magurskiego Parku Narodowego, najmłodszego ze wszystkich w Polsce (rozporządzenie z 1994 roku, funkcjonować zaczął od 1995). U jego wrót znajdujemy tablicę informującą nas, że przekraczamy granice parku i powinniśmy zapłacić bilet wstępu …. sms-em! I to sms-em premium! Rozumiem, że stawianie bramek biletowych na tak rozległym obszarze z tak małą liczbą wędrujących mijałoby się z celem, ale można by dać jakieś drugie rozwiązanie dla osób nie mających telefonu lub mających zablokowane tego typu sms-y bądź też w niewielu miejscach w MPN jest zasięg! Być może to tylko taka informacja pro forma? Całe szczęście mieliśmy zasięg, naładowany telefon, więc tego dnia zapłaciliśmy po te 5 zł za osobę (o czym nie można powiedzieć o dniu następnym – brak zasięgu). Rozglądaliśmy się cały czas za tym orlikiem orlikiem krzykliwym, który widnieje w logo parku, ale nie mieliśmy tyle szczęścia – może stąpamy za głośno ?
Stanęliśmy w końcu w obliczu od prawdziwego wyzwania jakim jest góra Kolanin. Niby nie taka wysoka, bo zaledwie 705 m n.p.m., ale składająca się z podejścia i z zejścia. Każdy kogo spotkaliśmy na Głównym Szlaku Beskidzkim doskonale pamiętał co najmniej dwie góry, obie w Beskidzie Niskim : Kolanin i Kozie Żebro. My też. Ale że to drugie będzie już za niedługo, to może wówczas dam większy upust emocjom. Teraz po prostu ją przejdźmy. Tę górę. Tego Kolanina. Góra, dół. No i już po bólu. Możemy sobie zdobywać Świerzową (801 m n.p.m.) i Magurę (822 m n.p.m.).
Bartne i tajemnicza bacówka, czyli prawdziwy klimat Beskidu Niskiego
Już w okolicach Bartnego zobaczymy wielki głaz – pomnik, ufundowany przez koło łowieckie z Gorlic na pamiątkę jakiejś okrągłej rocznicy – sprytne: każdego roku, czy co parę lat wystarczy wymienić tabliczkę i pomnik “forever”!
No i docieramy do Bacówki PTTK w Bartnem. Cisza, spokój, ciemno w oknach. I jeszcze raz cisza. Na drzwiach napisane – zdejmij buty. Zdejmuję. Chwytam za klamkę – zamknięte. Drugi raz – też nic. Żadnego ruchu wewnątrz. Już zakładam buty, gdy nagle chrobocze zamek i słyszę przekręcanie klucza od wewnątrz. Kiedy otwieram drzwi, za nimi nie ma nikogo, widzę tylko tyły przemykającego człowieka. Wchodzę do ciemnej jadalni. Z hukiem otwierają się okiennice jadalnianego okienka do składania zamówień. Rzucam tylko do głuchego środka: Ja po pieczątkę. Ktoś (wyraźnie zaspany) wskazuje mi machnięciem ręki, że przecież mam pod nosem, leży na okienku. Cóż, smaruję nią po książeczce PTTK-owskiej i wychodzę nie usłyszawszy odpowiedzi na moje do widzenia…
Bartne – historia wsi
Tak się życie układa, że schodzimy do wsi (Główny Szlak Beskidzki przez nią nie prowadzi). Jedna z najciekawszych wsi w okolicy. Nazwę wywodzi się od “boru”, czyli lasu, który tu niegdyś rósł, albo od “barci”. Różne były losy tej odciętej trudnym dostępem (drogę asfaltową wybudowano tu dopiero w latach 80-tych XX wieku), w trakcie I Wojny nawet przez moment mieszkały rodziny bojkowskie, zbiegłe ze swych wsi w Bieszczadach, znajdujących się wtedy na linii frontu. Z innych ciekawostek – w 1928 roku z powodu złych stosunków między bartnianami a księdzem grekokatolickim Kałużniackim (podobno ksiądz ściągał za wiele pieniędzy) 2/3 mieszkańców przeszło na prawosławie! Szybko też wybudowali sobie nową cerkiew. Bartne było słynne przede wszystkim z wyrobów kamieniarskich. Wyrabiali wiele sprzętów gospodarskich jak żarna i koła młyńskie, a także (a może i przede wszystkim) krzyże nagrobne i kapliczki przydrożne. Okolica była zasobna w różnego rodzaju surowce kamienne. Na przełomie XIX i XX wieku najbardziej znaną “firmą” kamieniarską była spółka Wasyla Graconia, Mateja Cyrkota i Iwana Dutkanycza. Jak rozpoznać, które kapliczki to ich dzieło? Najlepiej po figurze Ukrzyżowanego: głowa przechylona w prawo, proste włosy opadające na ramiona, korona cierniowa pleciona równo, przypomina bardziej warkocz niż wianek z cierniowych gałęzi, opuszczone powieki, zrośnięte brwi, brzuch płaski z dużym pępkiem, stopy założone jedna na drugą, wąska przepaska udrapowana w trzy lub cztery fałdy spięte na prawym boku w węzeł (za: Grzesik W., Traczyk T., Od Komańczy do Bartnego, Warszawa 1992). Krzyże takie znajdziemy przy drodze w Bartnem i na cmentarzu. Oczywiście po wojnie i mieszkańcy Bartnego zostali wysiedleni, ale powrócili. Co nie było łatwe, bo ich domy były już zajęte przez polskich osadników (wykupywali je od nich). Według spisu powszechnego z 2002 roku w Polsce mieszka 5850 osób deklarujących narodowość łemkowską. 3/5 z nich mieszka w dolnośląskich, reszta powróciła do Małopolski. Oprócz pięknych kapliczek i krzyży przydrożnych, we wsi znajdują się dwie cerkwie. Schodząc do centrum wsi po lewej stronie zobaczymy cerkiew prawosławną, pod wezwaniem śś. Kosmy i Damiana, z 1930 roku. Drewniana, ale bez wyraźnego stylu, ciągle spełniająca sakralne funkcje i kawałek dalej po prawej stronie znajduje się cerkiew grekokatolicka, która jest obecnie muzeum. Sam budynek powstał w 1842 roku w typie zachodniołemkowskim z barokowym ikonostasem. Obok znajduje się stary wiejski cmentarz.
Dziś skończymy wędrówkę Głównym Szlakiem Beskidzkim przez Beskid Niski w Bartnem, na około 200 kilometrze.
Główny Szlak Beskidzki – odcinek Beskid Niski – INFORMACJE PRAKTYCZNE:
Lektury:
W.Grzesik, T. Traczyk, Od Komańczy do Bartnego, Warszawa 1992
R. Brykowski, Łemkowska drewniana architektura cerkiewna w Polsce, na Słowacji i Rusi Zakarpackiej, Wrocław 1986
B.Berdel, S. Roman, J. Smulski, Beskidzka trasa kurierska “Jaga-Kora”, Krosno-Rzeszów-Rymanów-Jaśliska 2012
Reinfuss R., Śladami Łemków, Warszawa 1990
Krokosz P.,Ryńca M., Łemkowszczyzna. Od ikony do pop-artu, Kraków 2004
Łemkowie (dobór tekstów i oprac. merytoryczne Patrycja Trzeszczyńska), dostępne w formacie pdf: http://www.nck.pl/files/mik_lemkowie.pdf
Strony www:
Zagroda maziarska w Łosiu tutaj
O nieistniejącej wsi Wołtuszowa tutaj
Informacja turystyczna w Rymanowie Zdroju : tutaj
Portal o Beskidzie Niskim tutaj
Magurski Park Narodowy tutaj
Porady z wędrówki GSB dzień do dniu:
dzień piąty:
Prełuki (Komańcza) – Puławy Górne
Niestety wyczerpała mi się bateria i tylko część trasy została zapisana, i to znajduje się na poniższej mapce 😉
czas: W okolicach Tokarni wiata na szlaku (nie ma jej na mapie), na szlaku źródeł brak, tylko kilka strumieni
W Puławach Górnych przy wyciągu bardzo komfortowa wiata . Nie sprawdziliśmy tego, ale podobno nie ma już sklepu w Puławach Dolnych
dzień szósty: Puławy Górne – Rymanów Zdrój (tylko kilka godzin do 12 )
dzień bez zapisywania i energii w baterii telefonu 😉
Baza SKPB w Wisłoczku (czynna VII-VIII, ale woda i miejsce na namiot przez cały rok )
link tutaj
Sklepy są w centrum Rymanowa jakiś kilometr od szlaku
dzień siódmy: Rymanów Zdrój – Pustelnia św Jana
odległość: 17,61 km
czas przejścia: 6 godzin
w górę: 1061 m, w dół: 1000 m
Między Rymanowem a Iwoniczem są 3 wiaty nadające się na nocleg dla 2 osób;
Sklepy: Iwonicz , Lubatowa
Z Cergowej można też odbić żółtymi znakami (1 h) do chatki SKPB Lublin w Zawadce Rymanowskiej, link tutaj
Pustelnia św Jana – źródło z wodą
dzień ósmy: Pustelnia św Jana – przełęcz za Kolaninem
odległość: 29,51 km
czas przejścia: 8 godz 40 min
w górę: 1547 m, w dół 1486 m
Prywatne Schronisko w Chyrowej : link tutaj
sklep 2 km od szlaku w Iwli
Kąty: sklep , agroturystyka.
Na terenie MPN są bardzo fajne wiaty (przełęcz Hałbowska , przełęcze przed i po Kolaninie) oficjalnie nocleg w nich jest niedozwolony
dzień dziewiąty: Przełęcz za Kolaninem – Bartne (tylko kilka godzin do 11 )
odległość: 11,4 km
czas przejścia: 3 godz 16 min
w górę: 652 m, w dół 624 m
Po drodze cudowne źródełko z wodą (poza szlakiem ) i dwie wiaty za Świerzową i na Magurze (ta ostatnia niezbyt nadaje się na nocleg )
Bartne – Bacówka PTTK
Agroturystyka zaraz w pierwszych domach wsi . Sklep w centrum kilka kilometrów poza szlakiem
Pytania, interpelacje, postulaty, sprostowania – piszcie śmiało w komentarzach
Witam serdecznie
Skoro Andrzej Olejko uczył Was historii to podpis Wapniaki nie jest zatem związany z wiekiem:). Dziękuje za ciekawy artykuł. I LO Sanok pozdrawia absolwentów.
Gratuluję cierpliwości przy wyszukiwaniu wszystkich smaczków 🙂 Z ciekawością czytałem, czy błądziliście nad Komańczą jak ja w tym roku, ale widzę, że ominęły Was sianokosy i zrywka drzew 😀
Dzięki! akurat tu nas ominęło błądzenie 😉
Zgadzam się w pełni! Uwielbiamy polskie góry, i te wyższe czy niższe. Z wielką przyjemnością wracam w Tatry, Karkonosze, Góry Stołowe czy tez Beskidy, mamy tyle pięknych miejsc na wyciągnięcie ręki!
I jeszcze przydałoby się o tym powiedzieć tym za bliższą i dalszą zagranicą 😉
Świetna relacja!
Dzięki!
a mnie zastanawia: ile dni tutaj jest opisanych? 🙂
Dokładnie 5, w poprzednim poście opisałam pierwsze cztery dni, w kolejnym już jest 1,5 dnia, do końca Beskidu Niskiego. Szliśmy jednym ciągiem z Wołosatego do Ustronia, zajęło nam to 18 dni 😉
O Łemkach słyszałem i czytałem za sprawą wokalisty zespołu Lemon, który mówi w tym dialekcie/języku. Wiedzieliście o tym Panu?
Nigdy nie słyszałam, już zgłębiam temat, dzięki!
Niesamowite są te ziemie! Już od dawna ciągnie mnie, żeby zobaczyć łemkowskie cerkwie i pochodzić po Beskidach, ale zawsze czasu brak :/ Zapisuję wpis, bo na pewno się przyda, jak już zawitamy w tamte rejony! 🙂
Nie odkładaj za długo, bo wszystko tam się zmienia w dość szybkim tempie 😉
Piękny tekst i piękne zdjęcie. BTW. Utalentowany pisarz, który był Łemkiem z pochodzenia – autor kilku książek – Mirek Nahacz – chyba ostatni znany Łemek, niestety popełnił samobójstwo kilka lat temu.
O tak, młody bardzo człowiek…
Wiecie co? Mam takie marzenie, aby kupić sobie w tej okolicy chatę 🙂
Łaziłem tamtędy wielokrotnie, ostatnio w 2013 roku, korzystając z przedwojennych map, aby w pełni zrozumieć skalę zniszczeń i przesiedleń po II wojnie światowej i akcji "Wisła".
Do lektur dorzuciłby dwie pozycje:
Olejko Andrzej, Karpacka wojna trzech cesarzy.
Kyczerska Łemkowyna. Opowieść o Rusinach krośnieńskich, Komańcza 2014
Dzięki, widzisz przegapiłam książkę mojego nauczyciela historii z liceum, Olejki 😉 Dzięki za podpowiedź!
Andrzej Olejko uczył Cię historii?!? 😀
O tak, w I Liceum w Sanoku. Tego nie da się zapomnieć 😉