Główny Szlak Sudecki zaistniał w naszych głowach dawno. Wiadome było, że po przejściu jego beskidzkiego odpowiednika ruszymy w tamtym kierunku. A że jesteśmy ześwirowani nie tylko na pieczątki ozdobne (jedno z nas), ale i na odznaki PTTK (drugie z nas), to nie mogliśmy pobiec tam jeszcze w zeszłym roku, jak chciałam. Zdobywanie odznak jest ograniczone punktami i w czasie. Ale o tym innym razem. W każdym bądź razie przewodnik po GSS kupiłam jeszcze w zeszłym roku, a zniszczyliśmy go dopiero w tym. A że nigdy nie byłam w tamtym rejonie Polski, to wszystko było dla mnie odkrywaniem. Zanim jednak ruszymy na trasę, trochę historii

Góry Izerskie

Główny Szlak Sudecki

Główny Szlak Sudecki – historia szlaków znakowanych w Sudetach i poszukiwacze złota

Główny Szlak Sudecki jest trochę młodszy od jego beskidzkiego brata. Ale nie ma się co dziwić, wiedząc iż dopiero po II Wojnie Światowej ziemie te stały się polskie. Kiedy więc Główny Szlak Beskidzki obcinany był o część obecnie ukraińską, na zachodzie Polski wytyczano długi czerwony szlak. Oczywiście nie były to tutaj pierwsze znakowane trasy. Już w XII wieku góry te penetrowali tzw. Walonowie, czyli tajemnicza grupa poszukiwaczy złota! O tak! Złoto od razu rozpala wyobraźnię! Walonowie byli francuskojęzycznym romańskim rodem z terenów dzisiejszej Belgii i północnej Francji, który wyspecjalizował się w tropieniu szlachetnych minerałów. Dzięki temu przeróżni możnowładcy zatrudniali ich by szukali złóż lub ocenili wielkość istniejących. Z czasem wszystkich poszukiwaczy skarbów zaczęto nazywać Walonami. Świetny tekst o nich, zwyczajach czy też magii znajdziecie tutaj. Dodam tylko, że w Szklarskiej Porębie w Starej Chacie Walońskiej funkcjonuje po dziś dzień Sudeckie Towarzystwo Walońskie. Czy szukają skarbów? Nie wiem 😉 W każdym bądź razie to Walonowie jako pierwsi znakowali w Sudetach drogi. Niestety były to drogi do odkrytych złóż, którymi niekoniecznie chcieli się dzielić, stąd też stosowali tylko dla nich jasne symbole. Kolejnymi znakarzami byli pasterze wyznaczający swoje ścieżki tyczkami w Karkonoszach w XVII wieku. Tyczek używa się do dziś, gdyż szczególnie zimą pomagają odnaleźć zasypany szlak. Oczywiście wraz z rozwojem turystyki w tym regionie zaczęły pojawiać się i pierwsze drogowskazy. W XIX wieku Klub Czeskich Turystów i Riesengebirgsverein usypywały przy szlakach kamienne kopczyki z wyrytymi i pomalowanymi na czarno napisami oraz pierwsze tabliczki w języku niemieckim i czeskim. W połowie tegoż wieku wprowadzono już cały system znakowania złożony z krzyży, kropek i trójkątów. Aż w 1889 roku Czesi zastosowali w Sudetach znane nam do dzisiaj pasy. A potem tuż po wojnie 24 października 1947 roku na Międzywydziałowej Komisji Sudeckiej PTT w Jeleniej Górze podjęto decyzję o wyznakowaniu jednego szlaku turystycznego biegnącego przez sudeckie pasma i pokazujący najważniejsze miejsca (oczywiście te, które wówczas można było pokazać – wiele było zbyt blisko granicy lub na niej). W 1973 roku PTTK nadało Głównemu Szlakowi Sudeckiemu imię Mieczysława Orłowicza.  Od razu też poświęcono mu trzy tablice pamiątkowe (w Świeradowie Zdroju, Mysłakowicach i w Krzeszowie). Mieczysław Orłowicz, podobnie jak Kazimierz Sosnowski, był zaangażowanym działaczem na rzecz gór i  idei PTK:  “przez poznanie kraju do jego umiłowania”. Oprócz tego ze zaprojektował Główny Szlak Sudecki, to również część Głównego Szlaku Beskidzkiego w Karpatach Wschodnich. On też był jednym z pomysłodawców ustanowienia Górskiej Odznaki Turystycznej. I promował jej zdobywanie na wielodniowych wyprawach szlakami turystycznymi w górach. Czyli w sumie to on jest winien naszych długich wędrówek. Ponownie zmiany w przebiegu szlaku wprowadzono już w nowym tysiącleciu, kiedy to wydłużono szlak na raty o kolejne kilometry z Paczkowa do Prudnika.

Główny Szlak Sudecki im. Mieczysława Orłowicza:

trasa: Świeradów Zdrój – Prudnik PKP

długość 444 km

Główny Szlak Sudecki

 

Główny Szlak Sudecki przebieg

źródło: Wikipedia

 

Na starcie Głównego Szlaku Sudeckiego w Świeradowie Zdroju

Mieliśmy z Krakowa wyruszyć w sobotę rano i po kilku przesiadkach dotrzeć do Świeradowa. Na swoje nieszczęście znaleźliśmy w ostatniej chwili inne rozwiązanie: autobus Przemyśl – Jelenia Góra. Tuż przed północą na dworzec autobusowy zajechał spóźniony wielki wóz. Załadowany prawie po sufit, dosłownie było kilka ostatnich miejsc. Musiałam obudzić pewną śpiąca panią rozłożoną na dwóch siedzeniach i od razu poniosłam komunikacyjną klęskę. Zaczęłam źle: Przepraszam, musi Pani wstać, bo chciałabym… I się zaczęło: Dlaczego mam wstawać, mam bilet! Ta precyzja językowa, szczególnie jeśli się to mówi do Ukrainki … Dalsze przeżycia były niczym z busa w kolorze czerwonym jeżdżącego pomiędzy Krakowem a Berlinem. Jednym słowem była to długa noc i nie wyspaliśmy się tak jak zaplanowaliśmy (ach to oszczędzanie czasu poprzez przemieszczanie się w nocy!). A potem dworzec w Jeleniej i godzina w poczekalni. Jeden z TYCH dworców: zrobiony naprędce bez pomysłu raczej jako obudowa rzadko kiedy czynnej kasy biletowej. Pełna wchodzących i wychodzących ludzi, przez co w ogóle nie spełniająca podstawowego swojego zadania – ochrony przed chłodem. Otwierane co rusz drzwi skutecznie wietrzyły smród. Resztę dworca zastąpiono wielką galerią handlową – zamkniętą w niedzielny poranek na cztery spusty. Toaleta za 2 zł płatna u pana dyżurnego (?) w biurze (korytarzyk za kasą). Wymieniasz monetę za kluczyk – podobno niegdyś był taki zamek na pieniążek w drzwiach, ale zbyt często włamywano się i obrabowywano zamek. Bo na zewnątrz w starym budynku, więc kto miałby jej pilnować i za co? W końcu opuściliśmy to przeurocze miejsce i pojechaliśmy autobusem w sumie dość krajoznawczą trasą do Świeradowa Zdroju. Cały czas po lewej stronie widzieliśmy lekko ośnieżone Karkonosze… Robiło się coraz chłodniej, nie omieszkałam skorzystać z pustoty w pojeździe i się trochę ubrać. O tak, getry pomogły życzliwiej spojrzeć na świat. Tak jak sobie ponarzekałam na dworzec w Jeleniej Górze, tak mnie zaskoczył ten w Świeradowie Zdroju: po prostu go nie było!Autobus zajechał na ul. Wyszyńskiego na przystanek, czyli adres się zgadzała. Dworca nie znaleźliśmy. Ale komu potrzebny dworzec jeśli my zaczynamy Główny Szlak Sudecki! Zaczęło mżyć. A co tam, szukamy “kropki” startowej (na każdym z końców szlaku powinny znajdować się biało czerwone kropki). Ze zdjęć w naszym przewodniku wynikało, że jedna taka znajduje się na tablicy z mapą, właśnie na tej ulicy, na której się znajdowaliśmy. I wydawało mi się, że widziałam ją przez okno autobusu … Tablica się znalazła, ale … kropkę ktoś zamalował! Nie wiedzieć czemu przeniesiono ją na pobliskie drzewo! Po dramatycznych chwilach pełnych niepewności (no bo jak zacząć???) Piotrek dostrzegł ją wśród rozbuchanych już liści. Uff. Zdjęcie i możemy zaczynać.

Góry Izerskie – szlakiem czerwonym ze Świeradowa Zdroju do Szklarskiej Poręby

Ale jak zacząć Główny Szlak Sudecki, jeśli po kilkuset metrach trafia się do świątyni relaksu i poprawy zdrowia, czyli do Domu Zdrojowego pełnego niemieckiego języka i wody? Całe szczęście siąpi na zewnątrz więc potrzeby picia nie mamy (a dokładnie picia wody z dodatkiem radonu), a pieczątki ozdobne dość sprawnie zbieramy i w drogę. Przecież nie czas odpoczywać gdy się dopiero zaczęło robotę! Trochę asfaltową dróżką pod górę, gdy wyrasta przed nami świetna wiata na śniadanie. No tak, przecież go jeszcze nie było. No i kolejny postój. W taki sposób to my donikąd nie dojdziemy! Całe szczęście / nieszczęście okazało się, że butla z gazem, którą dzień wcześniej kupiłam okazała się być złą. Ze złym gwintem (pozdrawiam panią z tej dużej krakowskiej sieciówki na “d”, którą trzy razy pytałam, czy ta butla jest nakręcana i swoją własną głupotę), czyli z kawy nici. Na kawę to na górę do schroniska! Jest motywacja by iść szybciej. Kiedy my się tak będziemy wspinać, dowiedzmy się co nieco o Górach Izerskich. Zawdzięczają one swoją nazwę rzece granicznej – Izerze. Składają się z kilku równoległych grzbietów: po stronie polskiej jest to Grzbiet Kamieniecki i Wysoki Grzbiet (przez ten właśnie przebiega Główny Szlak Sudecki i jego kulminacja stanowi najwyższy szczyt Gór Izerskich). Klimat tych gór należy do jednego z najostrzejszych w Polsce, bo powyżej 600 m n.p.m. nie ma termicznego lata, a powyżej 800 m średnia roczna temperatura powietrza wynosi zaledwie 4,5 stopnia. Tu na niższych wysokościach jest tak zimno jak np. w Karkonoszach 500 m wyżej. Ponadto często tu pada i utrzymuje się mgła. Być może wielu z Was ma w głowie obrazki całych połaci kikutów drzewnych. To właśnie na tych terenach w latach 80-tych XX wieku nastąpiła gigantyczna katastrofa ekologiczna. Przez dziesięciolecia napływały tu zanieczyszczenia z zachodu z tzw. Czarnego Trójkąta (na granicy trzech państw: Polski, Niemiec i Czech skoncentrowany wówczas był przemysł: kopalnie, elektrownie cieplne). Znaczna część drzew po prostu masowo umarła po kwaśnych opadach. Dziś widać, że sytuacja jest już trochę lepsza, ale przyroda jeszcze długo będzie się odbudowywać.

Kiedy tak sobie trelaliśmy o kwaśnych deszczach Główny Szlak Sudecki doprowadził nas do Schroniska na Stogu Izerskim. Zgadliście zapewne, że nazwa szczytu pochodzi od jej podobieństwa do stogu siana. To zabytkowe schronisko zostało zbudowane tutaj w 1924 roku z pomysłu doktora Josefa Siebelta, który doznał tu jakoby jakiegoś cudownego uzdrowienia. W każdym bądź razie wzniesione w stylu śląsko – łużyckim serwuje grzane wino. Z czego skwapliwie skorzystaliśmy, ponieważ już po drodze w górę Izery zaczęły pokazywać swoją prawdziwą zimną twarz i traktować nas po twarzach śniegiem. Niestety wstydem byłoby tu zostać zbyt długo, ociężale ruszyliśmy więc dalej na wschód (tam przecież musi być jakaś cywilizacja ;)) Wysokim Grzbietem. A że Góry Izerskie zbudowane są z różnych skał: wierzchowiny często są szerokie i płaskie (albo i wklęsłe z torfowiskami) z kopulastymi szczytami to sobie wędrowaliśmy spokojnie i przyjemnie. No gdyby nie te masy chłodu od czasu do czasu napływające byłoby cudownie. Minęliśmy grzbiet Łużca, trawersowaliśmy Świeradowiec, przez Polanę Izerską na Podmokłą. Tu spotkaliśmy polskiego Niemca lub niemieckiego Polaka, zdobywającego po kolei odznaki górskie polskie i niemieckie. Miał już wypisane na twarzy: Główny Szlak Sudecki – odznaka diamentowa, bo to był jego ostatni dzień. Miłą pogawędkę niestety przerwała nam fala chłodu i śniegu, która nadciągała w naszym kierunku. Przyspieszyliśmy kroku, ale i tak nie udało nam się uciec śnieżycy. Całe szczęście na zakręcie u stóp Wysokiej Kopy (1126 m n.p.m.) postawiono niedawno nową  wiatę, dużą i zadaszoną, pod którą udało nam się ukryć. Nie tylko nam, piknikowała tam już inna para wędrowców. Pożałowaliśmy tej butli, której nam właśnie teraz zabrakło. Bo przecież w oczekiwaniu na lepszą pogodę można by było uwarzyć cieplutką herbatkę … Całe szczęście śnieżyca długo nie potrwała. Mogliśmy zacząć schodzić do Szklarskiej Poręby. Od czasu do czasu wyłaniały nam się pomiędzy drzewami panoramy, aż doszliśmy na Wysoki Kamień (1058 m n.p.m.) z zamkniętym (w tym momencie gdy my tam byliśmy) schroniskiem i widokiem na całą dolinę i Karkonosze. Teraz już tylko ostro w dół trawersem Białej Doliny (na początku XVIII wieku to tu było centrum Szklarskiej Poręby, była tu huta i szlifiernia, z której wyroby kryształów słynęły na całą Europę). Szklarska nie wita nas otwartymi sklepami, czy knajpami. Śpi jeszcze spokojnie przedsezonowym spokojnym snem. Z trudem odnajdujemy pole namiotowe nad rzeka, najdroższe w całym naszym dotychczasowym życiu na terenie Polski. Ale idźmy spać bo jesteśmy bardzo zmęczeni…

 

Świeradów Zdrój – atrakcje:

  • kościół św. Józefa, wzniesiony przez hrabinę Marię von Schaffgotsch w latach 1898-1899;
  • dom zdrojowy z 1899 roku z najdłuższą w Polsce, bo 80 metrową Halą Spacerową;
  • zakład kuracji borowinowej (Łazienki Marii) z początku XX wieku;
  • Czarci Młyn z podobno oryginalnym wyposażeniem;
  • chaty sudeckie z XIX wieku o konstrukcji przysłupowej;
  • modernistyczną willę “Marzenie” z 1901 roku

Szklarska Poręba – atrakcje:

  • stare chaty sudeckie (budy) o konstrukcji zrębowej i przysłupowej z XIX wieku w Białej Dolinie i na Marysinie;
  • Dom Hauptmannów: Gerharda i Carla, pisarzy;
  • dom malarza Vlastimila Hofmana;
  • neoromański kościół p.w. Bożego Ciała z obrazami w/w;
  • architekturę pensjonatową z XIX i XX wieku;
  • Muzeum Ziemi w Karczmie Głodowej;
  • Muzeum Mineralogiczne
  • Wodospady Kamieńczyka i Szklarki