Tancerką też chciałam kiedyś zostać, jednakże talentu nie starczyło. Co jednak nie przeszkadza mi próbować. Raz po raz. Oszczędzę Wam większości moich życiowych popisów, oprócz podrygów tegorocznych. Tańce korowodowe – istny szał! W Bułgarii i Polsce. Z góry od razu zastrzegam, że nie. Nie jestem jeszcze gotowa na ujawnianie moich wyczynów flamenco. I nie wiem czy kiedykolwiek będę gotowa. Póki co zdejmijmy więc kotarę ze sceny, za którą ukrywają się nasze bułgarskie wędrowania. I to co się podczas nich działo. W lipcu i sierpniu tego roku (2016) przemierzaliśmy bowiem bezkresy Starej Płaniny przecinające w poprzek Bułgarię. Szlak Kom – Emine. O tym będę w najbliższych postach długo i namiętnie pisać, ale dzisiaj zatańczmy.

Podoba mi się, kiedy w podróży mamy dużo czasu. Czasu wolnego. W naszym słowniku istnieje takie pojęcie jak czas wolny podczas wakacji. Na pewno pamiętacie jak na każdej kolonii czy wycieczce szkolnej dostawaliśmy coś takiego jak czas wolny. Teraz w naszym dorosłym życiu najczęściej musimy gdzieś dojść, dojechać, coś zwiedzić. W ograniczonym terminie. Co oznacza, że ten czas nie jest już taki wolny. Wiem: ależ z nas biedaki (nie wiem jak narysować sarkazm w tym zdaniu, ale wyobraźcie sobie że tam jest)! W każdym bądź razie w tym roku w Bułgarii czasu nam nie brakowało. Mogliśmy sobie iść, albo i nie iść. Żadnego terminu zakończenia wędrowania. Dzięki temu chillout i zen pełną parą!

 

Bułgarskie wesele na przełęczy

Poznani przez nas Bułgarzy nie mieli problemów ze śpiewaniem (mimo, że czasem fałszowali), czy tańcem (mimo, że niekoniecznie znali kroki). Stąd szybko zapałaliśmy do siebie pod tym względem miłością. Bądźmy szczerzy – my słowikami też nie jesteśmy. Czasem, gdy szlak przechodził tuż obok takich cudów, jak wesele tuż przy drodze … Aż się wyrywaliśmy, by dołączyć!

 

 

I na dodatek mieliśmy kilka dni cudownie brzydkiej pogody! Gęsta mgła, silny wiatr przesuwający mnie to w prawo, to w lewo na ścieżce. I muzyka jak z westernu, kiedy ten wiatr grał na uchu butelki przywieszonej przez naszego kolegę Ivana na zewnątrz plecaka. Aż obiecałam sobie coś przyczepić na zewnątrz plecaka następnym razem. Precz z dyktaturą Piotrka i porządnym pakowaniem! Potem tyle melodii tracę … W każdym razie udało nam się utknąć. W schronisku, z bułgarska nazywanym chyżą (хижа) Momina Poljana (o tych miejscówkach w bułgarskich górach napiszę innym razem). Dzisiaj: zatańczmy!

 

Bułgarskie tańce korowodowe w chyży Momina Poljana

 

Wśród dyndających majtek, skarpetek i koszulek na sznurze u sufitu. Przy buzującym ogniu w kozie i w smrodzie przemoczonych górskich buciorów. Przy zapachu ziołowej herbaty podgrzewanej na górze piecyka całymi dniami. Zatańczmy!

schroniska w Starej Płaninie

Naszym nauczycielem staje się Thomas, Niemiec, którego miłość dawno temu sprowadziła do Bułgarii. Szczupły, w okularach, trochę sztywny w biodrach. Z fantastycznym niemiecko – bułgarskim akcentem w języku angielskim. Lewa, prawa, lewa, prawa. Plączemy się w przekładańcach i podskokach. To horo! Tańczymy horo!

 

 

Horo to nazwa tańca korowodowego. Sama nazwa (jakby inaczej) łączy się z starożytnym greckim słowem określającym po prostu koło. Tańcząc należy trzymać się za ręce i tworzy się łańcuch. Wypada, by były to co najmniej cztery osoby. Bułgarskie przysłowie drwi z małej ilości tancerzy, głosząc “Trzy Cyganki – całe horo” (negatywny stosunek Bułgarów do Romów to kolejny odrębny temat). Horoberec to dobry tancerz, horovodec to wodzirej prowadzący korowód, horiste to miejsce, na którym tańczą. Horo może zamykać się w kółeczku, a może być wężykiem otwartym, zaginanym według fantazji prowadzącego. Bułgarskie tańce ludowe bardziej koncentrują się na ruchu nóg, ręce (całe szczęście dla mnie i dla wszystkich z nieco słabą koordynacją) z reguły niewiele robią. Zwykle tańczy się je z lewa na prawo (w drugą stronę tzw. levi hora to będą raczej tańce obrzędowe). Co ćwiczyliśmy w schronisku w Starej Płaninie? Nie jestem pewna. Muzyka zdaje się była  tu niegdyś hitem. Kroki niby proste. Czeszce Evie, z nogami aż po szyję, szło zdecydowanie lepiej. Ale próbowałam!

 

Bałkańskie tańce korowodowe – festiwal w Barcicach

Potem próbowałam jeszcze raz. Na 4. Pannonica Folk Festival 2016. Okupowałam warsztaty z tańców korowodowych z Anną Trąbalą z Folk for Fun z Poznania, dwa dni pod rząd. Jedne melodie szły mi lepiej, inne gorzej. Ale było cudownie i wesoło!

 

 

A gdyby ktoś był ciekaw jak wygląda profesjonalne wykonanie horo, w stylu bułgarskim, to znajdzie je tutaj 😉

 

P.s. I uwielbiam moją naukową książkę o etnografii Bułgarii (Christo Wakarelski, Etnografia Bułgarii, PTL 1965). Popatrzcie na te kroki!

Ktoś chętny się pouczyć?

 

DODATKI:

link do strony z polskimi tańcami korowodowymi tutaj