Wzgórza Golan od dawna istniały w naszych planach, tylko nie były nam po drodze. Kiedy zaczynaliśmy Izraelski Szlak Narodowy zżymaliśmy się na tych, którzy go wytyczyli, że nie połączyli tych dwóch szlaków. Przecież zaczynaliśmy na dalekiej północy w kibucu Dan, rzut beretem od Golanu. Wydłużenie 1000 km szlaku o dodatkowe 125 km nie zrobiło by na nikim wrażenia. Oczywiście, wiedzieliśmy, że tu w grę wchodzi polityka. Nowo powstałe w 1948 roku państwo Izrael terytorialnie wyglądało całkowicie inaczej. Między innymi nie obejmowało właśnie Wzgórz. Jako najwyższy punkt w okolicy było to świetne miejsce do prowadzenia ostrzału o dalekim zasięgu – nawet po Tel Aviv. Kiedy w 1967 w czasie wojny sześciodniowej Izrael zajął te tereny, a potem utrzymał w 1973 podczas wojny Yom Kippur, jasne jest że już tak łatwo ich nie odda . Publicznie izraelscy politycy utrzymują (i kiedy się spod góry Hermon patrzy w dal, na połowę żydowskiego państwa, nie da się nie przyznać im racji), że Wzgórza Golan są niezbędne im dla zapewnienia istnienia państwa. Obecnie między Syrią (czy jak tam nazwać to prawie już nieistniejące państwo?), Libanem i Izraelem istnieje neutralny pas pokojowy zarządzany przez siły pokojowe ONZ, czyli UNDOF. Żołnierze siedzą tam na tyłkach, rozbijają się super nowymi samochodami Toyotami (co ciekawe sporo okolicznych mieszkańców jeździ takimi samymi) i pobierają kasę. Wygodne posadki. Sytuacja przez dziesiątki lat nie została rozwiązana w żaden sposób. Stąd też póki co nie połączono Szlaku Wzgórz Golan i Izraelskiego Szlaku Narodowego. No bo a nóż coś się zmieni? W każdym bądź razie na koniec ostatniego naszego pobytu kupiliśmy sobie cholernie drogą mapę nr 1 w języku hebrajskim (innej nie ma, Izraelczycy wydali serię dwudziestu szczegółowych topograficznych map niestety tylko w swoim języku ) i w Polsce poćwiczyliśmy tłumaczenie nazw metodą porównywania z mapą googlową 🙂
Podstawowym wyzwaniem tego szlaku jest się na niego dostać. No chyba, że rozmawiamy o zimie kiedy to połowa Izraela jeździ na Wzgórza Golan górę Hermon na narty. Tak, jest to jedyne miejsce w Izraelu z doskonałymi warunkami narciarskimi. I kiedy w tym samym czasie można się w grudniu kąpać w Eilacie w Morzu Czerwonym, to zaraz po tej kąpieli można pojechać na północ na narty (w końcu to mały kraj). W każdym razie o innej porze roku jest ciężko: niewiele autobusów (dwa dziennie ? dojeżdżających tylko do miejscowości, a co ciekawe, to autobusy z reguły nie wjeżdżają do kibuców, bo bramy bywają tam zamknięte nawet w ciągu dnia i taki bus ma problem żeby zawrócić, więc się nie zdziwcie jak Was wyrzucą na drodze dojazdowej). Słaby jest też ruch samochodowy (żołnierze ONZ nie biorą autostopowiczów, przynajmniej nas przez tydzień minęło kilkadziesiąt samochodów i żaden nie zabrał – stąd pokusiłam się o uogólnienie) – da się jeździć autostopem, ale można długo postać (jak na Izrael gdzie zwykle czeka się 5 minut ). Najgorzej jest pokonać ostatnie 2-3 km na północy w górę nad Majdall Shams, na początek/koniec Golan Trail . Jest to bardzo kręty odcinek pod górkę z punktem kontrolnym. No ale nie ma rzeczy niemożliwych, czego jesteśmy doskonałym przykładem. Dało się.
Wzgórza Golan – mapa szlaku, podstawowe informacje
masyw góry Hermon – ma wyraźnie zarysowane trzy wierzchołki, najwyższy osiąga wysokość 2814 m n.p.m., zimą pokrywa się śniegiem, roztopy zasilają rzekę Jordan (niezwykle istotne dla gospodarki w regionie). Górę nazywa się “oczami Izraela” czy też “siwowłosą górą”. Z języka hebrajskiego “kermone” znaczy stromy.
Szlak Wzgórz Golan wytyczono w 2007 roku długość szlaku: 125 km, czas przejścia: 5-7 dni, odcinki: 15 oznakowanie: kolory zielony (ozn. Wzgórza Golan)-niebieski (Jezioro Galilejskie)-biały
Szlak Wzgórz Golan – druzyjskie miasteczka
Zatrzymujemy się przy wielkim parkingu i bramkach wyglądających jak wjazd na autostradę, a jest to jedynie parking dla autobusów przywożących tu narciarzy. Bo masyw góry Hermon służy do obrony kraju i do jazdy po śniegu na czym się da. Jest też najwyższym szczytem łańcucha górskiego Antylibanu górując nad okolicą wysokością 2814 m n.p.m. Naprawdę daleko stąd widać. Jednakże Szlak Wzgórz Golan póki co do priorytetów rozwoju turystyki tutaj chyba nie należy. został poprowadzony z takiego nie do końca wiadomo jakiego miejsca. Z doliny u szczytu. Z wysokości 1500 m n.p.m. prawie od razu w dół na 1000 m n.p.m. Tablica początku/końca szlaku stoi tuż przy wejściu do doliny. Okazja by zrobić sobie jakieś zdjęcie. Jest połowa marca, jest wiosna i zieleni się pomiędzy skałami i kamieniami. Słońce przygrzewa. Czyli pięknie! Spotykamy od razu inną parę, Izraelczyków, którzy też zaczynają dziś wędrowanie. Zostawili dzieci i mają 5 dni by go przejść. Do tego małe plecaczki. Na start przyjechali taksówką Puszczamy ich przodem, z całą pewnością mają szybsze tempo od nas. W chwilę po naszym starcie spotykamy samotnego chłopaka idącego z południa – ten z kolei miał cztery dni żeby przejść Golan Trail, więc w takim czasie go przeszedł. Po ostrym zejściu w dół z powrotem lądujemy u stóp miejscowości Majdal Shams.
Kim są Druzowie? Druzowie w Izraelu
Majdal Shams jedna z czterech druzyjskich miejscowości Golanu. Kim są druzowe? Nazywają siebie “Al–muwahhidūn” czyli po prostu “monoteiści”. Ich wiara jest kontynuacją starożytnych filozofii. Od innych monoteistów odróżnia ich podejście do ceremonii. Sądzą, że żydzi, chrześcijanie i muzułmanie za bardzo oddalili się od prawdziwej wiary tworząc rytuały. To deformuje relację z Bogiem, z którym pojednanie powinno być procesem ciągłym, nie wymagającym specjalnego czasu czy miejsca. Druzowie przestrzegają 7 przykazań: mówienia prawdy, pomagania współwyznawcom, odrzucania starych wierzeń, oczyszczania się z herezji, uznają jedność i niepodzielność Boga i spontaniczne poddawanie się jego woli. Czczą Jetro, który był teściem Mojżesza. W Biblii Jetro dołączył do Żydów podczas ich ucieczki do Egiptu i pomógł im na pustyni. Ale potem wrócił do swoich. Jego grób znajduje się niedaleko Tyberiady nad Jeziorem Galilejskim i jest najważniejszym miejscem dla druzów. Jest dla nich prorokiem, który przemawiał słowami Boga. W świecie żyje około 1 miliona druzów, większość w Libanie, Syrii i Izraelu (tu około 140 tysięcy). Po 1967 roku, gdy Izrael zajął Wzgórza Golan część z nich znalazła się w granicach Izraela. Większość z nich przyjęła izraelskie obywatelstwo i odbywa służbę w armii. Zamieszkują głównie północ Izraela i Wzgórza Golan. W związku z tym, że druzem można się tylko urodzić (nie uznają konwersji) często trzeba szukać partnera po drugiej stronie granicy, w Syrii. Świetnie przedstawione to zostało w filmie Syryjska narzeczona (the Syrian Bridge). Występuje w nim i miasteczko Majdal Shams, i Wzgórze Krzyków/Szeptów, z którego można krzycząc rozmawiać z rodziną/znajomymi po drugiej stronie granicy, i druzowie. Polecamy. Wcale nie chcę się wywnętrzniać, że po zejściu do wrót miejscowości zobaczyliśmy ją od tyłu, od jej najbrudniejszej strony, bo od strony wysypiska śmieci. My na dole, koparko-spycharka ubijająca śmieci na górze. Wiatr poganiający foliowe worki. I zagubione znakowanie w obliczu dwóch wielkich psów na straży nie wiadomo czego, bo chyba nie śmieci? Całe szczęście po drugiej stronie rozmiękłego w upale asfaltu jest lasek, iglasty i pachnący. I w sumie w tym momencie zakończył się ten bardziej górski etap wędrówki trójkolorowym szlakiem Wzgórz Golan. Bo gdy już zeszliśmy z masywu Hermon na płaskowyż to krajobraz zaczął przypominać bardziej angielskie rozległe wzgórza z pastwiskami. Mijając sady przechodzimy obok kibucu Nimrod – najwyżej nad poziomem morza położonego cywilnego (!) osiedla w całym Izraelu (1110 m n.p.m.). Sama miejscowość została nazwana po fortecy Nimrod, znajdującej się niedaleko, o której jeszcze napiszę. W każdym bądź razie niezbyt męczącym krokiem doszliśmy na lody do następnej druzyjskiej miejscowości – Mas’ady. Standardowo jak to w całym Izraelu, tak i tu wszędzie walają się śmieci. A na dodatek czekając przy drodze na Piotrka stanowię dziwowisko – baba na poboczu, czemu więc nie zatrąbić? Pogapić się? Taki urok 😉 Dzień kończymy rozbijając namiot w lesie Odem.
Wzgórza Golan – muzeum historii XX wieku
Kolejny dzień dość szybko przeszedł w lekcję historii Izraela. Dotarliśmy do pola bitewnego zwanego Doliną Łez z pomnikiem poświęconym izraelskim bohaterom i czołgami – pamiątkami tamtych dni. Jakich? Chodzi o Wojnę Jom Kippur i dzień 6 października 1973 roku, kiedy to artyleria syryjska rozpoczęła ostrzał Izraelczyków, a następnie 1400 czołgów syryjskich ruszyło na 177 czołgów izraelskich. Izrael nie był przygotowany na rozpoczęcie działań wojennych (a potrzebował wówczas dwóch dni, żeby zmobilizować rezerwy). Zadaniem stacjonujących tu dwóch brygad pancernych było utrzymanie się przez dwa dni. Wielu zginęło, ale ostatecznie udało się zwyciężyć. Miejsce to wykorzystywane jest w edukacji patriotycznej młodych Izraelczyków. Generalnie muszę docenić “miejsca pamięci” organizowane przez to państwo. Znajdują się tu nie tylko tablice informacyjne, ale i dokumentalne nagrania rozmów żołnierzy i dowódców z tamtych dni. Podane w bardzo budujący poczucie bohaterstwa swego narodu sposób. Kawałek dalej znajduje się kolejne miejsce związane również z wojną z 1973 roku – góra Bental. O niej i Quneitrze napisałam osobnego posta i do niego odsyłam tutaj. Przez cały czas Szlak Wzgórz Golan prowadzi nas również przez pola minowe, do zneutralizowania których rząd izraelski zabiera się od lat i zebrać się nie może. Być może są przezorni i na wszelki wypadek ich nie rozminowują na wypadek przyszłych wojen. Nie wiem, ale sporo ich.
Wzgórza Golan – przyroda i gospodarka
Po drugim dniu wędrówki w klimacie historycznym dniu dotarliśmy wieczorem do Ein Zivan. Tuż przy bramie wjazdowej znajduje się coś na kształt pola biwakowo-grilowego, gdzie zostaliśmy. Nie tylko my. Ognisko obok rozpalała spora rodzinka i przyjaciele. Jak się okazało przeprowadzają się w najbliższym czasie do Ein Zivan, a teraz przyjechali na rekonesans. W wielkim garze gotowali wielopoziomową zupę, która na pewno się jakoś nazywa, ale nie udało mi się zapamiętać. W każdym bądź razie bardzo chcieli nas tym poczęstować, niestety dla nas była z mięsem . Tego wieczoru nałykaliśmy się więc tylko zapachu dymu z ogniska … Kolejnego dnia mieliśmy się już skupić na otaczającej nas przyrodzie. Pewnie mało kto kojarzy Wzgórza Golan z wulkanami. A jak się okazało to jedno wielkie pole wulkaniczne z mnóstwem nieczynnych stożków. Całe szczęście w 2013 roku ktoś mądry postanowił wykorzystać ten fakt w turystyce i powstało kilka miejsc, w których można sporo się o wulkanach dowiedzieć. Jeden z takich Golan Volcanic Park powstało w kamieniołomie Avital, niedaleko szlaku. Ale i na samym szlaku co rusz okazuje się , że szczyt to taki stożek wulkaniczny. W każdym bądź razie w tym parku pięknie pokazano na rycinach budowę geologiczną terenu, wyjaśniając ją na tablicach. Zdaje się, że największe wrażenie to miejsce robi nocą, kiedy pokazywana jest świetlista erupcja.
Kolejnym niezbyt częstym widokiem w Izraelu są turbiny wiatrowe. Częściej tutaj produkuje się prąd z paneli słonecznych (nie jest to dziwne przy takich temperaturach). A tutaj – takie nagromadzenie molochów! Trochę było to przerażające tak się między nimi przemieszczać, szczególnie że musieliśmy się tu zatrzymać na chwilę przy okopach, by znaleźć skrytkę geocachingową. Z czego żyje się na Wzgórzach Golan? Głównie z hodowli krów i upraw: w dużej mierze sadownictwa, ale uprawy winorośli i produkcji win. Przez pola pełne krowich placków szliśmy całymi godzinami. Tak samo musieliśmy nie raz nadrabiać drogi by obejście dookoła jakiś ogrodzony sad. Za to na wiosnę widok przedni – wszystko kwitnie i zieleni się, a przecież uprawianie tutaj nie jest sprawą łatwą. Z definicji to raczej tereny półpustynne. Stąd też i zwierząt dzikich niewiele udało nam się zobaczyć. Jakaś jaszczurka, jakieś chrumkające dzikie świnie. Las Odem to podobno rezerwat jeleni – nie widzieliśmy żadnego.
Szlak Wzgórz Golan – Wzgórza Golan jako muzeum archeologiczne
Z całą pewnością najwięcej tu kamieni. I to takich zabytkowych, starożytnych. Niektóre, jak np. Rujm Al-Hiri to megalityczne kamienne okręgi. Niestety Ci, którzy spodziewają się drugiego angielskiego Stonehenge srogo się rozczarują. Tu kamienie się już raczej rozpadły (a może zawsze były takie małe) i bardziej wyglądają na stworzone prze koparkę. A na dodatek z perspektywy człowieka niewiele działają na wyobraźnie – trudno się dopatrzeć nawet tych kręgów. Trzeba by z lotu ptaka na to spojrzeć, a to już trudne… Szlak prowadzi nas również na skraj Gamli. Gamla do 68 roku n.e. była żydowską stolicą na Golanie. Obecnie jest objęta ochroną. Jak i sępy płowe, które wybrały sobie ją na siedlisko. Oczywiście nie brakuje tu i współczesnych ruin. Idąc kilka kilometrów szlakiem przez poligon doszliśmy do Hurvat Hushniya, syryjskiej wsi zniszczonej podczas Wojny Jom Kippur.
Przedostatniego dnia na szlaku zaczęliśmy iść coraz bliżej krawędzi Wzgórz Golan, z prawie pięknym widokiem na Jezioro Galilejskie (niestety znów trafiliśmy na mleczne powietrze, czyli to z piaskiem z nad pustyni). Krajobraz znów nabrał górskiego charakteru: kilkaset metrów w dole jezioro, strumienie przecinające nam drogę i żłobiące głębokie kaniony w zboczach. Trochę zejść i podejść i nie wiedzieć kiedy stanęliśmy w Ein Tewfik Spring. Z ławeczkami, ale bez wody !. Cóż. Szybko podeszliśmy do asfaltu i złapaliśmy autostop na dół, do pierwszej miejscowości. O matko! W życiu nie widziałam tak imponująco niebezpiecznych zakrętów prowadzących ostro w dół. W sumie za każdym razem widzieliśmy się już, jak zostajemy aresztowani za nielegalne przekroczenie granicy izraelsko – jordańskiej w związku z wypadnięciem samochodu z drogi …
Czy warto pojechać na Wzgórza Golan?
Jeśli miałabym odpowiedzieć jednym słowem, to: warto. Sporo tu zieleni, archeologicznych ciekawostek i przede wszystkim tego czego nie ma bardziej na południe Izraela: wodospadów. Naprawdę nie spodziewacie się ile tu wody i przepięknych wodospadów. Jeśli mogłabym sobie pomarudzić, na temat tego czy warto poświęcić te pięć dni na trekking po Wzgórzach Golan, dokładnie wytyczonym szlakiem, to niekoniecznie odpowiedź byłaby taka jednoznaczna. Szlak wytyczono jakby trochę nieśmiało, a czasem niezdarnie i bezmyślnie. Szkoda, że pomija on sporo (jeśli nie większość ) naprawdę ciekawych miejsc na tych terenach, z reguły zaznaczając, że są, ale że trzeba sobie do nich zrobić dodatkową wycieczkę (ogólnie pisała o nich Hanka na swoim blogu tutaj). Z naszego punktu widzenia – ludzi z plecakami- trudno jest robić sobie takie wyprawy w bok. Przebieg szlaku zmienia się cały czas. Może więc kiedyś zakręci i w te fajne miejsca, które obecnie pomija. Oby!
Brak komentarzy