Bental

Ze Wzgórz Golan można zobaczyć wiele. Jeśli nie wszystko – w krainie Lewantu. Góra Hermon piętrzy się dumnie wysoko, a z jej szczytów można zajrzeć daleko w głąb Libanu, Izraela i Syrii. Przy dobrej pogodzie i Jordanię można przyłapać w jakiejś nieprzyzwoitej pozie. Mówią, że kto tu rządzi, może łatwo pokonać sąsiadów. Nie bez powodu Izrael tak zajadle o kontrolę nad wzgórzami zabiegał. Stąd można ostrzeliwać pół żydowskiego państwa. Syria też nigdy nie przebolała ich straty. No może w tej chwili kontrola nad nimi zeszła na dalszy plan w obliczu okrutnej wojny domowej … Niestety każdego dnia i każdej nocy wędrując Szlakiem Wzgórz Golan odwracaliśmy wzrok od widoków na wschód, sięgających daleko w głąb Syrii. Świat bezczynnie patrzy. A kiedy wspięliśmy się na górę Bental, naprawdę ostrym podejściem i klapnęliśmy ciężko na ławce, zaskoczył nas panujący tu tłok. I kolejka do lunety skierowanej na właśnie na wschód.

Widok z góry Bental w Izraelu na miasto Quneitra w Syrii

Na tym bardzo popularnym w Izraelu szczycie znajduje się kawiarenka o wdzięcznej nazwie Coffee Anan (gra słów od lidera ONZ i jednocześnie miejsce: z kawą wśród chmur). Ale i stare bunkry wojskowe, do których można wejść. Wyczyszczone ze wszystkiego, ale lepiej mieć ze sobą własną latarkę, by nie potknąć się na resztkach urządzeń. Na ścianie jednego z małych pomieszczeń można ciągle przeczytać opowieść o mającej tu niegdyś miejsce bitwie izraelsko – arabskiej. Nad bunkrami postawiono metalowe sylwetki żołnierzy z bronią. W bojowych pozach. A w innym z okopów siedzą żołnierze ONZ-tu. Żywi, prawdziwi obrońcy pokoju w świecie. Wypatrują wrogów. Nie do końca wiem czyich. Ale wypatrują. Całą grupą. Przyjechali tu białą toyotą pick-upem z bazy na dole. W ogóle mnóstwo tu tego typu samochodów. Jakby był to najlepszy samochód do poruszania się po Golanie…  W dole na wschodzie Syria. Ale i jakieś małe jeziorko, obsiane pola i ruiny miasta. W pewnym oddaleniu od grupy ruin stoi zmasakrowany spory budynek szpitala. Wiedzieliśmy, że całość to Quneitra. Miejsce, przez które przetoczyło się wiele bitew pomiędzy Izraelem a Syrią na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat. I pewnie się jeszcze przetoczy. Nominalnie Quneitra jest ciągle stolicą muhafazy (prowincji gubernatorskiej, jednej z 14 na które podzielona jest Syria), mimo iż została totalnie zniszczona. Zapewne chodzi o symboliczne podkreślenie, że Syria nie godzi się z utrata Wzgórz Golan. Miasto pamięta czasy ottomańskie. To tędy wędrowały karawany kupieckie do Damaszku. Tutaj, kilkadziesiąt kilometrów przed celem, zatrzymywały się na postój. Rozwinęło się ono później w 20 tysięcznego miasto. Ostatniego dnia Wojny Sześciodniowej 10 czerwca 1967 roku izraelska armia opanowała te Quneitrę i okolice. Potem dopiero w 1973 roku podczas wojny Jom Kippur Syria odzyskała miasto na moment. Jednakże cała wojna zakończyła się syryjską klęską. A samo miasto Izraelczycy podobno zniszczyli wycofując się stąd po rozejmie. Izrael twierdzi, że miasto ucierpiało w czasie syryjskiego ataku. Faktem jest, że nigdy nie zostało ono odbudowane. Od 1974 roku istnieje tutaj pas ziemi neutralnej kontrolowanej przez UNDOF, siły pokojowe ONZ. I to właśnie oni siedzą sobie wygodnie na szczycie Bental i przez lornetki obserwują dolinę, w której leży Quneitra. Przewodnicy opowiadają wycieczkom historię toczonych tu bitew. Od jednego zasłyszałam, że w ruinach zamieszkali syryjscy uchodźcy z miast, w których toczą się obecnie walki. Pokojowi chłopcy z ONZ-tu zaprzeczyli, aby rzeczywiście tak było, dodając, że to tylko kilka rodzin. Przez lornetkę widziałam przechadzające się wśród ruin dzieci i pranie powiewające na sznurze rozwieszonym na rozpadającym się balkonie.

Quneitra – zrujnowany szpital i powojenne graffiti

Samo miasto Quneitra jest już po drugiej stronie granicy. Syryjską Quneitrę niegdyś po uzyskaniu pozwolenia i pod nadzorem przewodnika można było zwiedzać. W tej chwili oczywiste, że przestało to być możliwe. Od strony Izraela mogliśmy tylko podjechać autostopem do ruin budynku szpitala, który pozostał odcięty od reszty granicą. Autostop nie należał do najłatwiejszych, a przemiły kierowca z chorym dzieckiem na tylnym siedzeniu, dziwił się naszemu celowi podróży. Bo po co ruiny oglądać? Nie miał racji, bo robią wrażenie.