góry Madera

Madera – czy to rzeczywiście wyspa wiecznej wiosny?

    Taksówkarz wiózł nas z lotniska na przeciwległy w stosunku do lotniska koniec wyspy i buzia mu się nie zamykała. Kiedy czekał na nas z kartką w hali przylotów wyglądał jak jeden z tych krakowskich taksówkarzy: wrednych facetów rozjeżdżających chodniki i ludzi na nich (tak, od kiedy w okolicy naszego domu otworzyło się hipsterska imprezownia, bez zatoczki czy czegokolwiek dla taksówek, smutni panowie w samochodach zajeżdżają gdziekolwiek i na kogokolwiek kto idzie chodnikiem!!!). Maderczyk okazał się być jednak pogodnym facetem, który wie, że turystyką jego wyspa stoi i nie należy oszukiwać przyjezdnych, bo po prostu nie przyjadą więcej (krakowscy taksówkarze są za głupi by to zrozumieć). Kilometr za kilometrem pokazywał nam kolejne atrakcyjne miejsca na wyspie, a to wodospadzik, a to tunel, a to górę, a to miejsce urodzenia Christiano Ronaldo. Po niespełna godzinnej przejażdżce z nim miałam wrażenie, że na temat Madery wiem już wszystko i że wszystko już zobaczyliśmy. Wystarczy przekąsić coś lokalnego i możemy wracać. 

widokzpicoruivo

    Samochód zjechał dróżką ostro w dół na parking. Stąd mieliśmy przejść przez mostek na jedyne oficjalne płatne pole namiotowe na całej wyspie. Tuż nad brzegiem oceanu. Bramka na moście z daleka wyglądała na zamkniętą. Pan taksówkarz zmartwił się tym faktem i zapytał czy na pewno dzwoniliśmy, że przyjeżdżamy? Dzwoniliśmy? Do głowy nam to nie przyszło! Bramka nie była jednak zamknięta ani na klucz, ani na kłódkę. Na dodatek na jednym z poletek stał namiot. Zwykły turystyczny namiot. Wybraliśmy skrawek ziemi i też postawiliśmy nasz pierwszy dom na maderskiej ziemi. 

Madera – pole namiotowe i Porto Moniz

    Wracając z kamienistej plaży natknęliśmy się na pana w recepcji, który jednak przyjechał chwilkę popracować. Przydał się, bo pokazał nam schody z tyłu kempingu. Schody prowadzące ostro, ale skrótem na górę, na którą potrzebowaliśmy się następnego dnia dostać. Nie musieliśmy już okrążać skały asfaltem w stronę Porto Moniz

    Każdy skrawek ziemi uprawnej na Maderze został z trudem wyrwany naturze. Mijamy pracujące na małych poletkach starsze kobiety. Czas zbiorów. Obok samochód z napędem na cztery koła. Jedyny mężczyzna na polu wsiada do niego i odjeżdża, być może zabiera plony zebrane przez kobiety. Żałujemy, że nie zapytaliśmy go o podwózkę na górę. Mozolnie wpinamy się po wąskich schodach między polami położonymi na poszczególnych tarasach. Cały czas widzimy ocean i wystające z niego ostre skały. Słońce ostro przypieka.

pola tarasowe Madera

 

Madera trekking start, czyli Vereda da Ribeira da Janela 

    Znów dużo Niemców. Wszędzie Niemcy w różnym wieku. Polaków jeśli tu spotykamy to na zbiorowych zorganizowanych wycieczkach. W stadzie raźniej widocznie. Jedną taką polsko-rosyjską wycieczkę spotkaliśmy przy lewadzie “25 źródeł”. Przewodnik od razu zaznaczył, przedstawiając im plan trasy, żeby się nie martwili, bo będą mieli w dół. Nie będą musieli wracać na górę trasą, którą tu przyszli. Po drugiej stronie szlaku będzie czekał na nich autobus. W ciszy poranka słychać głośny huk spadających z serca kamieni. 

Madera trekking

    Wędrujemy wzdłuż dość wyschniętej lewady. Ścieżka trawersuje strome zbocze. Dawniej Maderczycy transportowali tędy drewno do domów. Także tędy przemierzali wyspę z północy na południe i odwrotnie, z towarami na sprzedaż czy wymianę. No i oczywiście lewady doprowadzały i doprowadzają wodę do pól uprawnych. Dziś w miejsce wyspiarzy tabuny turystów uprawiają trekking. W jednym miejscu ze starości, a może w wyniku działań gwałtownych ulew (o które tu jednak nietrudno, bo jak już pada, to woda nie ma jak wsiąknąć w wulkaniczną skałę, więc pędzi w dół bystrymi strumieniami) betonową rynienkę rozerwało i woda uciekała zagłębieniem w skale w dół. Wyjaśniła się tajemnica bardzo niskiego poziomu wody i ryb, które zapędziły się za daleko i za późno poczuły, że wody jest tak mało, że nie da się płynąć dalej tylko zaryją brzuchem o dno. Teraz wiły się z głową w resztkach wody utrzymując się w ten sposób przy życiu i walcząc przesunięcie się w jakąkolwiek stronę. Ekipę naprawczą tej jednej małej wyrwy stanowiło chyba dziesięciu panów. Stali tam i opracowywali plan. Jak w Polsce na państwowych posadach. Ryby chyba nie przeżyją tego ich naprawiania.

Ciemno wszędzie, głucho wszędzie – tunele na szlaku

Ja myślałam, że nie przeżyję przemierzania bardzo długich wąskich tuneli, którymi płynie woda. Obok wąska ścieżynka. Nawet z czołówkami trudno było się poruszać. Nie dość, że nisko i trzeba było uważać na głowę, to jeszcze tak wąsko, że co chwilę nasze duże plecaki odbijały się od ściany i zarzucały nas do rynny z wodą. Jeden  z tuneli przecinał chyba całą górę, tak że dotarliśmy do jej serca i wód tryskających ze skał z każdej strony. Takie przejście przez wodospad. Na dodatek wydawało nam się, że ściana z wody jest tylko jedna i ją spokojnie przebiegniemy. Nie, nie była pojedyncza. Za nią była następna i następna. Tak – brzmi odpowiedź jeśli zapytacie czy należało założyć płaszcze przeciwdeszczowe i ochronki na plecaki… A jak cieszy, kiedy w końcu zobaczycie światełko w tunelu na końcu .

    Ostrymi schodami wspinamy się na wyżynę. W ciągu kilku sekund trafiamy jakby do innego świat. Wiatr świszcze, chmury przepływają w jednej strony drogi na drugą. Mgła to opada to się podnosi. Zatrzymujemy na stopa samochód (a jakże – Niemców! Jak to jest, że prawie za każdym razem ta własnie nacja nam pomaga?), który pod górkę ledwie daje radę wyciągnąć cztery osoby i dwa wielkie plecaki. Podjeżdżamy parę kilometrów, do miejsca w którym zaczyna się najbardziej chyba wszystkim znana Lewada 25 źródeł. Za dnia podobno zatłoczona, wieczorem przyjazna i cicha. Cudowna noc w namiocie.

 

Ile naprawdę jest źródeł na końcu Levada 25 Fontes?

Dzięki tej przewadze, że śpimy na poczatku szlaku jestesmy pierwsi u źródeł. Chyba bym się bardziej zdenerwowała, gdyby trzeba było walczyć o widok na te ciurki wody z tłumami. Czy jest ich dwadzieścia pięć? Pewnie kiedyś, gdy nadawano nazwę ktoś się pofatygował by sprawdzić ilość źródeł. Oko zwykłego turysty nie jest w stanie tego stwierdzić. Dzięki temu, że jesteśmy tu sami szum przyrody uspokaja, a widok jeziorka i spływających po skałach i roślinach słabiutkich strumyków aż tak bardzo nie rozczarowuję. Na szlaku za to raz kolejny rośliny można poszerzyć botaniczną wiedzę. Idziemy w tunelu roślinnym zbudowanym z pospornicy, wrzośca drzewiastego i maderskiej borówki. 

levada 25 fontes

 

Wysoko i płasko, czyli trekking przez Paul da Serra

    Madera często płonie. Dużo drzew i suche gleby szybko ulegają ogniowi. I dzieje się to zazwyczaj z winy człowieka. W 2016 ogień strawił całe połacie wyspy i zabudowań. Jedna z lewad poprowadziła nas właśnie przez takie pogorzeliska. Dookoła sterczały osmolone krzaki i pnie drzew. W powietrzu unosił się zapach spalenizny. Sama betonowa rynienka lewady w przeważajacej części była wysuszona albo i zniszczona. Może już przed pożarem stała nieużywana, zaniedbana? Dramaturgię krajobrazu potęgowały napływające znad oceanu chmury rozbijające się o strome wulkaniczne zbocza. Doszliśmy do płaskowyżu Paul da Serra. Długa prosta asfaltowa droga przypominała szosy ze zdjeć tych wszystkich podróżników przemierzających na rowerach kilometry po bezdrożach kontynentów. My tylko przecięliśmy ją i ruszyliśmy polną drogą nad urwiskiem. Zapadając się w pokrywające równinę popioły oglądaliśmy kolejny spektakl w wykonaniu chmur usiłujących bez powodzenia wdrapać się na plateau. Krawędź wzniesienia tworzyła magiczną granicę pomiędzy wybrzeżem a środkiem wyspy, między pomarszczonym przez fale oceanem, tam w dole i suchym wymarłym płaskowyżem.

    Kolejna kręta asfaltowa droga przecina wyspę z północy na południe. Łapiemy na stopa kolejną niemiecką parę i trasą ze spektakularnym widokiem zjeżdżamy w dół. Otacza nas prawdziwie górski krajobraz.

 

Vereda da Encumenada, czyli na Pico Ruivo, najwyższy szczyt Madery

Noc spędzamy na kolejnym darmowym polu namiotowym. Ale że leży w obrębie parku, więc mamy zdobyte wcześniej pozwolenie. Mamy po raz pierwszy sąsiada na noc, Francuza z namiotem i samochodem. Dzięki niemu rano omija nas drałowanie asfaltem w górę tego kilometra, który straciliśmy złażąc na kemping. Szlak Vereda da Encumenada – Pico Ruivo należy do najbardziej wymagających na całej wyspie. Długi, z wieloma podejściami, niekiedy bardzo forsownymi. Często biegnie wąskim grzbietem gór. Ale te widoki … Cudowne. Przy dobrej pogodzie trekking tu jest bardzo bezpieczny. Szlak poprawiono ręką ludzką. Tam gdzie woda i wiatr kruszą skały, człowiek wybudował stopnie. Wykuto w skałach przejścia. Czasem dołożono kawałek łańcucha. A wszystko to oplata i przykrywa bujna roślinność. I od czasu do czasu grozy dodają płynące chmury. I tak przez kilka godzin. Tak pięknie, że nie da się tego opowiedzieć słowami.

madera trekking

 

    Na część trasy dołączyła do nas Marta, moja kumpela z flamenco ze swoim kolegą. Dowieźli nam alkoholowe zaopatrzenie (maderskie wino) i papier toaletowy. Dwie rzeczy, bez których nie ma życia. Trekking tego dnia sprawiał nam jedynie i wyłącznie przyjemność. 

    Nocowaliśmy u stóp najwyższej góry Madery – Pico Ruivo (1862 m n.p.m.). Samo podejście od tej drugiej strony (którą my mieliśmy schodzić) jest bardzo łatwe. Sporo osób wieczorem wyrusza z tamtej strony z parkingu, by pooglądać zachód słońca. I oczywiście rano, tuż przed świtem, ciągną szlakiem grupy, by z samego szczytu sfotografować słońce wychylające się z wód oceanu. Byłam zbyt leniwa, by po raz drugi pokonać te dziesiątki schodów, więc wychyliłam się tylko trochę z namiotu na oglądanie cudu codziennych narodzin słońca. 

 

Spacer po dachu Madery: Pico Ruivo – Pico do Arieiro

Upchnęliśmy plecaki w zaułku zamkniętego rządowego budynku (na mapach często błędnie oznaczanego jako schronisko) i ruszyliśmy na spacer po dachu Madery łączący trzy najwyższe szczyty wyspy. Ten środkowy szczyt właściwie trawersowaliśmy (swego czasu szlak był po obu stronach Pico das Torres, obecnie ten wschodni jest zamknięty, bo część się zapadła). Kolejny mega trekkingowy dzień. Wykute w zboczu wąskie ścieżynki, wysokie metalowe schody, tunele prowadzące nas przez wnętrze gór. Spektakularne! A najciekawsze, że na końcu naszego szlaku, praktycznie na Pico do Arieiro, oprócz obserwatorium, sklepików i baru, jest też ogromny … parking. Na samochody, autobusy i z taksówkami. Można tu dojechać, wejść na kilka balkonów widokowych i zrobić naprawdę wspaniałe zdjęcia. My wracaliśmy po własnych śladach. Nie było to nudne nawet w najmniejszym stopniu, bo tutejsza przyroda często się zmienia. W popołudniowym świetle, z większą ilością chmur i mgieł (zdecydowanie widoczność jest wspaniała jakoś do południa, później często pojawiają się chmury, co też jest wspaniałe, ale …) wszystko wyglądało całkowicie inaczej…

szlaki Madery

Lewada Pico das Pedras – Madera trekking na leniwych

Po zabraniu plecaków szliśmy na kolejny darmowy kemping. Lasami wawrzynowymi, wąwozem wyschniętej rzeki schodziliśmy zapomnianym szlakiem do obrzeży Santany (znanej głównie z tych trójkątnych domków z słomianymi dachami, białymi ścianami i z niebieskim obramowaniem wokół okien i drzwi). Na koniec szlak prowadził kolejną lewadą – Pico das Pedras, takiej super łatwą dla osób z wózkami i na wózkach. Na polu namiotowym było sporo grillujących miejscowych, którzy po kolacji zwinęli się do swoich domów. Zostaliśmy sami z mnóstwem ćwierkających ptaków. Potem jeszcze nieistniejącym w terenie czarnym szlakiem skróciliśmy sobie drogę do początku lewady Serra do Faial prowadzącą z Ribeiro Frio do Portela. To długi szlak, ale łatwy. Madera daje szansę każdemu na trekking na swoją własną miarę. Po drodze widzieliśmy w sumie prawie wszystko z czego słynie wyspa: las wawrzynowy i drzewa wrzosowe, rozległe zielone doliny w dole, tunele i przejścia wykute w skale, strumyki spływające po stromym zboczach. Docieramy w okolice Porto da Cruz, skąd łapiemy autobus do Machico. 

 

Ponta Sao Lourenco, czyli na maderskiej pustyni

Cywilizacja w Machico. Sklep. Robimy duże zakupy owoców i miejscowych słodkości, ładujemy się do kolejnego autobusu i jedziemy do Canical. Stamtąd ostatni szlak poprowadzi nas do najdalej wysuniętej części tej wyspy:Ponta de Sao Lourenco. Madera w tym miejscu wygląda całkiem inaczej. Z mega ciężkimi plecakami spacerujemy skalistą pustynną trasą i rozbijamy się na klifie z widokiem na ocean. Mamy pozwolenie na spędzenie dwóch dni na tym pustynnym skrawku Madery z ptasim rajem. Słońce powoli zachodzi nad wyspą. Półwysep pustoszeje, a w miejsce ludzi pojawiają się ptaki. Cisza. Rano wspinamy się na punkt widokowy z na końcu wyspy. Ziemia ta naprawdę nie pasuje do reszty wyspy. Wypalona słońcem, surowa, smagana wiatrem i zarazem bez nadziei na cień. Zrodzona z wulkanu pokazuje gdzieniegdzie potoki zastygłej lawy. Pięknie.

Sao Lourenco pustynia

    Madera to taka idealna siedmiodniowa wyspa. Zdążysz stworzyć świat i jeszcze odpocząć. Zaczynasz wędrówkę z jej jednej strony, kilka dni później już jesteś na jej przeciwnym brzegu. 

 

Informacje praktyczne:

Nasza trasa:

MAPA: Madera, wydawca: ExpressMap Sp. z o.o., Warszawa 2016, skala: mapa MAdery 1:50 000, plan Funchal 1:7000

Levada da Central da Ribeira da Janela – droga ER110 – Rabacal – Levada 25 Fontes – Levada do Paul – szutrowa droga trawersująca płaskowyż Paul da Serra do Bica da Cana – droga ER110 do Boca da Encumenada – szlak PR 1.3 do Pico Ruivo – szlak PR 1 do Pico Arieiro – szlak PR 1.2 Pico Ruivo – Achada do teixeira – szlak zielony do początku lewady Pico das Pedras-Queimadas – szlak czarny do Cruzinhas – droga ER103 do Ribeiro Frio – szlak PR 10 do Portela – autobus do Machico – autobus do Canical – szlak PR 8 Sao Lourenco

strona maderska o trasach spacerów wzdłuż lewad tutaj

nasz oddzielny subiektywny przewodnik po atrakcjach Madery

 

Pytania , interpelacje , postulaty , sprostowania – piszcie śmiało w komentarzach 🙂