Góry Opawskie. Komuś w PTTK zrobiło się ich żal i wydłużono Główny Szlak Sudecki z Paczkowa do Prudnika. Generalnie nie było by to najgłupszym pomysłem, gdyby połączono szlak przez Sudety z Głównym Szlakiem Beskidzkim. Póki co tak się nie stało. Spora część państw może pochwalić się długodystansowymi szlakami. Gdyby nasze szlaki połączyć w jeden “narodowy” (to takie popularne słowo ostatnio ;)) to byłoby coś! Może się uda …
Góry Opawskie – szczęściary na Głównym Szlaku Sudeckim
W każdym bądź razie w Głuchołazach wychodzimy z płaskich asfaltowych dróg i krzaków i po raz pierwszy wchodzimy w Góry Opawskie. Do Polski należy jedynie niewielki fragment pasma, o powierzchni około 30 km kw. W większości są to grzbieciki czy wzgórza zbudowane ze skał osadowych. Takie kopy. Co ma odbicie i w nazwach. Z miasta wychodzimy na Górę Parkową (543 m n.p.m.), która składa się z trzech wierzchołków (a jakże): Kopy Przedniej (490 m n.p.m.), Średniej (543 m n.p.m.) i Tylnej (527 m n.p.m.). W XIX wieku właścicielami góry byli jezuici i to oni przerobili część wzniesienia na park. Potem nawet wybudowano tu restaurację i wieże. Dziś pozostały po tych budynkach tylko ruiny. Po okolicznych ścieżkach włóczy się naprawdę dużo niemieckojęzycznych turystów (oczywiście w kontekście ogólnej, niezbyt wielkiej liczby spacerowiczów). Wywijamy lasem wzdłuż granicy mijając kolejne przygraniczne wsie. Gdzieś tam cicho pomrukuje niebo. Dla mnie to oczywiście nie jest cicho, więc od razu przyspieszam kroku, co wywołuje opór u Piotrka. Ale to akurat nic nowego. Zawsze ja przyspieszam w obliczu nadchodzącej burzy, on się denerwuje. Kiedy schodzimy do Jarnołtówka grzmi już bliżej i głośniej. Przysiadamy pod sklepem, w miejscu które okazuje się być legowiskiem miejscowego psa. Niegroźnego olbrzyma, który stoi nad nami tak samo zdezorientowany jak my. Wahamy się: iść w górę, nie iść. Może to w sumie za dużo powiedziane, że my się wahamy. To ja mam paniczne opory przed wychodzeniem na wzniesienia w obliczu potencjalnego gniewu nieba. Miejscowi nie są też szczególnie pomocni. Właśnie jeden po drugim zajeżdżają pod sklep i zaopatrując się w różności głośno komentują, że chcieliby zdążyć przed deszczem. Jeden w ogóle puka się w czoło, że chcemy kontynuować czerwonym szlakiem. Góry Opawskie mają i inne szlaki, na przykład taki żółty ze wsi, który biegnie łagodnie w górę. Czemu nim nie pójdziemy? Życzy powodzenia! Idziemy. Kiedy dochodzimy do górnej części krótkiego wyciągu narciarskiego zaczyna padać. Kryjemy się pod zapadniętą szopą. Dziurawy dach działa bardziej na umysł niż ciało. Trudna decyzja przed nami. Burza pohukuje coraz bliżej. Cofnąć się czy napierać na górę do Schroniska PTTK pod Biskupią Kopą. Jednak w górę. Burza coraz bliżej. Wręcz biegnę stromą ścieżką. Piotrek krzyczy żebym biegłą sama do schroniska. On dojdzie wolno. Odkrzykuję, że jak ginąć to razem 😉 Taka logika. Więc ciągniemy się razem. Najpierw pada lekki deszczyk, chłodny ale jeszcze przyjemny. Później krople stają się coraz większe. Kiedy dopadamy do drzwi schroniska w nieba wylewa się potok wody, jakby ktoś przechylił wiaderko. Otwarte. W środku pusto. Stoimy w progu ociekając na wycieraczce. Gdzieś z góry schodzi pani właścicielka i przynosi ręczniki. Przebieramy się na tej samej wycieraczce, kupujemy gorącą herbatę i zalegamy w pokoju. W małym uroczym pokoju z małym oknem za którym pada deszcz. Pani właścicielka twierdzi, że woda która dziś spadnie dopiero za pół roku pojawi się w studni. Wieczór cudowny, tylko kominka brak …
Góry Opawskie – Biskupia Kopa
Wraz ze wstającym słońcem wstaliśmy i my. Do szczytu było już naprawdę blisko, chociaż zmyliła nas ostra wycinka na całej połaci góry. Wczoraj biegnąc w deszczu nie zwróciliśmy na to aż takiej uwagi. Dziś w promieniach wschodzącego słońca zniszczenie lasu aż sprawiało ból. Na Biskupiej Kopie stoi wieża. Wysoka 18-metrowa wieża widokowa. Tuż obok niej od wielu lat budowane jest schronisko. Jak głosi tabliczka: bez pożyczek, bez znajomości i łapówek. Smutne, że tak długo to trwa. Wieża czynna jest od 9 rano. Ale kiedy my tam przychodzimy pan siedzi już za szybką i porządkuje. Na pytanie o pieczątkę odburkuje coś wskazując ręką gdzie ona jest. Cóż, można podejrzewać, że przychodzenie do pracy dwie godziny wcześniej może oznaczać jakieś niesnaski tam na dole ;). W wieży działa agencja pocztowa i wysyłane stąd kartki są datowane specjalnych datownikiem. Główny Szlak Sudecki prowadzi nas dalej przez Góry Opawskie dokładnie wzdłuż granicy. Dopiero przy “grobie czarownicy” (który udaje nam się przeoczyć ) odbijamy na Zamkową Górę, potem przełączka i Szyndzielowa Kopa.
Zaczynamy schodzić do Pokrzywnej. Wprost na park rozrywki, pod którym już parkują pierwsze samochody z dziećmi. Nad stawem grupa okazjonalnych rybaków próbuje odłowić stłoczone ryby. starszy pan wraca objuczony torbami ze sklepu i zwraca nam uwagę byśmy nie przegapili skrętu. Rzeczywiście ma rację. Można się rozluźnić nad stawami i pójść prostą drogą, a tu trzeba skręcić ostro pod górę na oglądanie skałek. Podejście jest niewielkie i szybko schodzimy do Wieszczyny. Główny Szlak Sudecki prowadzi prawie pod same drzwi schroniska młodzieżowego. Kiedy zaglądamy po pieczątkę do książeczki GOT, zaraz zostajemy usadzeni na kawę i zagadani. Okazuje się, że urzędujący tu pan, to inicjator wydłużenia szlaku sudeckiego z Paczkowa do Prudnika. Zanim jednak się do tego przyznaje podchwytliwie zadaje nam pytanie co my o tym sądzimy. A że jesteśmy zwolennikami długodystansowych szlaków to udaje nam się dojść do porozumienia. (Tak proszę pana, piszę tu wyraźnie, że proponujemy połączenie Głównego Szlaku Sudeckiego i Głównego Beskidzkiego!).
Końcówka szlaku przez Góry Opawskie to już tylko Długota (457 m n.p.m.). W sumie już niewiele zauważamy. Koniec szlaku jest tak blisko, że tylko marsz staje się ważny. Zazwyczaj tam mamy nosem czując dom. Klucząc leśnymi ścieżkami jeszcze docieramy do sanktuarium św. Józefa. I wpadamy do Prudnika. Od razu robimy rozeznanie w pizzeriach. Nagroda dla Piotrusia. Nawet nie zauważamy, kiedy na zewnątrz zrobiło się ciemno. Nie ciemno – noc, tylko ciemno, bo burza za rogiem. A tu jeszcze musimy popędzić na stację PKP do kropki kończącej szlak! Biegniemy, przez most na rzece, na stację. Przybijamy piątkę z kropką i biegiem na stację autobusową. Kiedy do niej dopadamy niebo znowu pęka i leje jak z cebra. Ale my już nie musimy nigdzie iść.
Prudnik PKP. Główny Szlak Sudecki – meta. Doszliśmy.
W ubiegłym roku przeszedłem ten szlak, ale zacząłem właśnie w Prudniku. Chciałem Śnieżkę odwiedzić na końcu 😉 . Dopisała mi pogoda i bardzo miło wspominam ten szlak.