szlaki w Beskidzie Niskim

 

Moje ulubione góry. W poprzednim poście przeszliśmy większą ich część. Przewędrowaliśmy też cały Magurski Park Narodowy. Tym razem nasza trasa Głównym Szlakiem Beskidzkim wiedzie z  Bartnego do Mochnaczki  i jest to kawał przyjemnej pięknej trasy odpoczynkowej. Lasem, polanami i łąkami po niewielkich wzniesieniach. Przez ziemię Łemków. Istniejących i nieistniejących wsi. Całe szczęście od czasu do czas ktoś przez różne działania artystyczne stara się przypomnieć o tym minionym dziedzictwie wielokulturowej Polski. Kilka lat temu dzięki Natali Hładyce ze Zjednoczenia Łemków przy wjazdach do dawnych łemkowskich wsi stanęły symboliczne pomniki: w Nowicy wielkiej drewnianej łychy (wieś słynęła z wyrobów drewnianych), wielkiego koła w Łosiu (wspominana przeze mnie już wieś maziarzy łemkowskich), potem w szczerym polu stanęły drzwi: samotne wśród traw, drzwi do zaginionych chałup łemkowskich. Stanęły w miejscach gdzie kiedyś rzeczywiście stały chyże. W zeszłym roku natomiast inna artystka zorganizowała akcję “Powrót”

 

Głównym Szlakiem Beskidzkim przez Wołowiec

Wołowiec z całą pewnością każdy z Was kojarzy z nazwiskiem pisarza i wydawcy Andrzeja Stasiuka. I dobrze, bo tu mieszka, a od pobliskiej wsi Czarne wzięła się nazwa wydawnictwa. I czasem pisze o okolicy, jak w “Opowieściach galicyjskich”, czy w “Zimie”:

“Przez pięć dni padał wielki śnieg. Znikły płoty i drogi. Ludzie kopią tunele wokół domów. Na kalenicach piętrzą się białe poduchy. (…) Droga z Banicy w dół, do Pętnej, wygląda jak kiedyś, jak przed wynalezieniem koła, jak w czasach, gdy nikt nie miał nic do załatwienia i nigdzie się nie wybierał. (Stasiuk, Zima,  Wołowiec 2001, s.42)”

I całe szczęście, że ciągle się tak tutaj zdarza. Jakieś resztki dzikości.
Pewnie niewielu jest świadomych tego, że w okresie międzywojennym w miejscowej szkole uczono języka łemkowskiego (Zdaje się, że w tym roku w gorlickiej szkole jedna osoba zdawała maturę z tego języka!).

 

przebieg szlaku czerwonego w Beskidach

 

Główny Szlak Beskidzki

 

Wolnym krokiem Głównym Szlakiem Beskidzkim dochodzimy do Zdyni. Wsi, w której co roku w lipcu odbywa się Łemkowska Watra (występy zespołów folklorystycznych i poetów łemkowskich, degustacje potraw, taki festyn rozpoczynający się od rozpalenia ogromnego ogniska).

 

Łemkowskie jedzenie, zwyczaje, poezja

Jak już jesteśmy przy takich tematach, to nie byłabym sobą gdybym nie wtrąciła czegoś o łemkowskiej kulturze niematerialnej. Czyli? Jedzenie! Zwyczaje! Święta! Muzyka! Poezja! Zamiast chleba wypiekano placki z mąki owsianej zwane adzmykami lub osuchami. Jeśli nałożysz na wierzch ser otrzymasz łemkowskie knysze, a jeśli wepchniesz ser z ziemniakami do środka to będą to zalipianki. Co do tego? Kisełycia, czyli żur owsiany z kapustą. Używki? Jak najbardziej: tytoń i kropka (nie że kropka i nic więcej, ale kropka, czyli eter). Podobno pijano też drewlankę, czyli denaturat z cukrem i sokiem buraczanym (!). Wesela urządzali długie i huczne. Pogrzeby również. Zmarłemu Łemkowi wkładano do trumny fajkę i worek z tytoniem, butelkę wódki i pieniądze na “wykup”. Pogrzeb z chorągwiami, procesją i dwoma kazaniami szedł drogą i przy każdej kapliczce i krzyżu przydrożnym czytano ewangelię. A po nim odbywała się tryzma, czyli stypa. Najbardziej znanym żyjącym łemkowskim poetą jest Piotr Trochanowski (mieszka w Krynicy, uczy łemkowskiego), który pisze wyłącznie w języku swoich przodków.

Demko Łemko
Jakiś ty
Pewnoś Polak
Nii

A może Rusin
Nii

To Ukrainiec
Nii

Jam Demko Łemko

(źródło wiersza: http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/lemkowie/biografie/murianka)

 

Jeśli ktoś zechce posłuchać muzyki ludowej w języku łemkowskim to znajdzie ją tutaj 😉
Zdynia jest również dlatego ważna dla Łemków, że na miejscowym cmentarzu znajduje się grób Maksymiliana Sandowicza (1886-1914). W 1994 roku został ogłoszony przez Synod Biskupów Cerkwi Prawosławnej w Polsce świętym ze względu na swą pobożność i męczeńską śmierć (został rozstrzelany na rynku w Gorlicach przez Austriaków za zdradę – wierność prawosławiu, co uważano za szpiegostwo na rzecz Moskwy). Święto ku jego czci odbywa się 6 września. Relikwie znajdują się w cerkwi w Gorlicach.

GSB, Beskid Niski

 

Cmentarze wojenne na Głównym Szlaku Beskidzkim

Oczywiście każdy, kto choć raz był w południowej Polsce, na terenach dawnej Galicji, zapewne zauważył również liczne tabliczki kierujące na kolejne numery cmentarzy wojennych. Te genialnie zaprojektowane zabytki sepulkralnej (nowe słowo na dziś;)), przynajmniej dla mnie są kolejnym nieodłącznym symbolem i atrakcją Małopolski. Nadszedł więc czas, by idąc Głównym Szlakiem Beskidzkim przez Beskid Niski dowiedzieć się czegoś więcej na ich temat. Bo są piękne. Więcej – to genialny przykład architektury tego typu. I należałoby je bardziej chronić.

 

Cmentarze I wojny światowej w Beskidzie Niskim

Kiedy w latach 1914-15 przez Małopolskę przetoczyła się Wielka Wojna pozostawiała po sobie dziesiątki tysięcy ciał żołnierzy armii austro – węgierskiej i rosyjskiej na polach bitewnych. Na szybko pogrzebano ich w mogiłach zbiorowych bezimiennie lub na prowizorycznych cmentarzach. Gdy sytuacja się nieco uspokoiła społeczeństwo zaczęło się domagać okazania należytego szacunku tym, którzy poświęcili swe życie w walce. Założono, że każdy poległy powinien zostać w miarę możliwości zidentyfikowany i pogrzebany, niezależnie od tego, po której stronie walczył (można by sobie dzisiaj życzyć takiej postawy!). W listopadzie tegoż samego roku utworzono we Wiedniu Wydział Grobów Wojennych przy Ministerstwie Wojny oraz jednostki terenowe, także w Krakowie. Na czele jednostki krakowskiej stanął Rudolf Broch (z wykształcenia architekt), jego zastępcą natomiast został poeta Hans Hauptmann (późniejszy autor wielu inskrypcji nagrobnych). Uznali oni, że nekropolie wojenne powinny stać się wybitnymi dziełami architektury, dlatego zatrudnili odpowiednich ku temu artystów (Jan Szczepkowski, Franz Stark, Hans Mayr, Dusan Jurkowic i inni). Przez trzy lata założono 400 cmentarzy, na których złożono szczątki ponad 60 tyś. żołnierzy różnych wyznań i narodowości. Pod krzyżami katolickimi, prawosławnymi, gwiazdami Dawida cz z turbanami leżą: Niemcy, Austriacy, Polacy, Turcy, Chorwaci, Węgrzy, Czesi, Bułgarzy, Bośniacy, Słoweńcy, Rosjanie, Rusini, Litwini, Tatarzy, Niemcy inflanccy, Kałmucy, Baszkirzy, Finowie, Ormianie i Żydzi. Cmentarze zakładano w pobliżu pól bitewnych i linii frontu. Starano się, żeby były to miejsca malownicze, widoczne z daleka, ale zarazem wkomponowane w otoczenie. Oczywiście podano szczególne wytyczne jakie miały spełniać poszczególne projekty: reprezentacyjne wejście na cmentarz, ogrodzenie w formie muru (betonowego lub kamiennego) albo parkanu (ze sztachet drewnianych lub żeliwnych) oraz główną oś w postaci schodów lub głównej alei. Elementem centralnym miał być krzyż, obelisk lub kaplica. Wystrój nekropolii miał być oczywiście jednorodny a nagrobki skromne z lokalnych surowców.

 

szlak frontu pierwszej wojny światowej, Rotunda, Beskid Niski

 

Rotunda, Beskid Niski

 

 

Cmentarz nr 51 na Rotundzie

Główny Szlak Beskidzki przechodzi przez jeden z takich cmentarzy ulokowany na górze Rotunda (771 m n.p.m.). Został on zaprojektowany przez Dusana Jurkowica, z pochodzenia Słowaka, który w 1915 roku został kierownikiem artystycznym i projektantem I okręgu cmentarnego Żmigród (autor 35 nekropolii!). Jego cmentarze należą do najpiękniejszych  Beskidach. Wykonane głównie z drewna, czerpiące z budownictwa regionalnego, ale zdarzyło mu się zaprojektować i krzyże kamienne i żeliwne z palmetową (w kształcie liścia palmowego) dekoracją. Cmentarz nr 51 znajdujący się na zalesionym szczycie Rotundy zaprojektowany został na planie koła otoczonego kamiennym murem szańcowym na które od wschodu prowadziła drewniana brama z gontowym daszkiem. W centrum znajdowało się pięć wysokich drewnianych wież z krzyżami na szczycie (jedna centralna 16 m i cztery wokół niższe). Dookoła znajdowało się 20 grobów indywidualnych i cztery mogiły zbiorowe. Pierwotnie szczyt był łysy i cmentarz było widać z daleka.

 

Makieta projektu cmentarza
źródło: http://www.beskid-niski.pl/image.php?ID=39&height=150

 

Obecnie cmentarz znajduje się wśród wysokich drzew (patrz zdjęcia powyżej) i trzeba tam dojść szlakiem, tak jak my – czerwonym beskidzkim. Podejście ze Zdyni jest długie i żmudne, na długości czterech kilometrów zyskujemy koło 300 metrów wysokości, dlatego zanim zaczniecie warto zatrzymać się w dziwnym sklepiku w miejscowości na lody. Bo potem już tylko w górę … A na szczycie…
Po zejściu w dół trafiamy oczywiście do Bazy namiotowej SKPB Warszawa. Psy, dzieci, bazową poznajemy z widzenia niedawnego… Wrzątek nad ogniskiem, dzieci w kaloszach w wodzie i na składzie drewna. Umorusane. Inteligentni inteligenci w rolach ojców czytają przy drewnianych stołach. Karmicielki w rolach matek przy ognisku. Raczej herbatka i do przodu ;). To zadziwiające jak w ciągu jednej krótkiej ery hipsterów i mody na ekologiczne życie zmieniły się te górskie bazy studenckie.

 

przez Regetów szlakiem czerwonym

 

Główny Szlak Beskidzki

 

Kozie Żebro nad Wysową – góra, której nie da się zapomnieć

 

Nie marudzę, bo przed nami … już w tej chwili mogę powiedzieć, że nielubiane mocno przeze mnie majestatycznie ostro pnące się w górę – Kozie Żebro (847 m n.p.m.). Miejscowi kozą nazywali sarnę i od znalezionego szkieletu lub też podobieństwa stromej góry góra ta dostała takie miano. Według legendy jeśli zobaczy się na szczycie karocę we mgle, to należy jak najszybciej za nią zbiec, otworzyć drzwi i wziąć sobie złoty pierścień wysadzany brylantami. Niestety, ale to nie jest koniec przygody:  z tą zdobyczą trzeba jeszcze jak najszybciej wyjść w górę, zanim opadną mgły, bo inaczej pierścień zamieni się w kawałek sarniego żebra. Próbujcie. My podążając czerwonym szlakiem zdobywamy ją jak zawsze, w poprzek grzbietu (kolejny raz zadaję sobie pytanie – dlaczego ja włażę z takim zacięciem na tę cholerną górę, kolejny i kolejny raz, przecież tym razem nie mam już koloni dzieci, którą chcę zamęczyć trochę). Nieważne w jakiej jestem kondycji zawsze przy podchodzeniu na nią pot kapie mi z łokci! Taki jej urok. Musze sobie obiecać, że to już ostatni raz. Naprawdę. Trochę widoków z góry uspokaja oddech.

 

Główny Szlak Beskidzki w okolicach Wysowej Zdroju

 

Ropki i centrum buddyzmu na Głównym Szlaku Beskidzkim

Już teraz możemy iść dalej Łemkowszczyzną, na Hańczową. We wsi jest kilka ciekawych miejsc do odwiedzenia, więc jeśli macie czas to się zatrzymajcie. Cerkiew, stare długie łemkowskie chaty, stary cmentarz i przepiękne krzyże przydrożne i kapliczki tworzą niesamowity klimat. My wyasfaltowaną drogą idziemy na Ropki. Nie tak całkiem dawno miejsce to było raczej odcięte od świata i podobno broniło się przed ułatwieniem do niego dostępu przez wyasfaltowanie drogi. Chyba jednak miejscowi zmienili zdanie, bo teraz prowadzi do nich nowa gładka asflatówka, a sama wieś “wzbogaciła się” w jakieś wielkie paskudne nowobogackie rezydencje z wysokimi płotami. I pomyśleć, że do tej chwili myślałam o tym miejscu jako Mekce profesora seksuologii Jaczewskiego, który stwierdził, że Warszawa jest zbyt nudna na emeryturę i centrum buddyzmu w Małopolsce (od 1999 roku funkcjonuje tu  Buddyjski Ośrodek Odosobnienia – buddyzmu Diamentowej Drogi). Z dawnej łemkowskiej wsi nie pozostało tu prawie nic. Nawet drewnianą cerkiew pod koniec lat 70-tych przeniesiono do skansenu w Sanoku.

 

Główny Beskidzki

 

Późnym już popołudniem wędrujemy wzdłuż potoku Ropka do przełęczy pod Wnykami, a potem z potokiem Polczyn i Lipka drogami i ścieżkami przez las do Izb. Same Izby słyną ze związków z Konfederacją Barską i z tego, że sam Kazimierz Pułaski zanim pojechał walczyć o niepodległość Stanów Zjednoczonych tu był i zasłynął z bohaterskich akcji przeciwko Rosjanom w okolicy. W izbiańskiej cerkwi (murowanej z 2 połowy XIX wieku) na sklepieniu widniał obraz przedstawiający modlącego się Pułaskiego na tle obozu konfederackiego w Izbach. Niestety zamalowano to na biało! Niegdyś również w tej samej cerkwi znajdowała się cudowna ikona, do której on sam się modlił (niestety dziś tylko kopia). Trzeba by pójść na południe od wsi by dojść do wzgórza zwanego Basztą, na którym znajdował się słynny obóz konfederacki (niestety możemy go sobie jedynie wyobrazić, najpierw Niemcy, a potem PRL-owska rekultywacja gruntów zniosła jego resztki z powierzchni ziemi). A że już zapada powoli ciemność, a my zamówiliśmy pizzę na wynos i ustaliliśmy adres dostawy na: “przechodzicie drogę asfaltową na Izby, potem przechodzicie przez potok Biała i tam jest bardzo fajna łączka”, to zaczęliśmy rozstawiać namiot. Łączka rzeczywiście była duża i z widokiem, w roku stał sporej wielkości domek, jakby w budowie. Miejscowi podobno widują tam opalające się zakonnice …

 

łączka za rzeczką w Izbach

 

a raczej jej resztki ;)

 

Kto co widzi jego sprawa, my w każdym bądź razie zobaczyliśmy najlepszą pizzę jaką jedliśmy w naszym życiu, super leczo i jeszcze lepsze ciasto czekoladowe (wiem, że na zdjęciach niewiele zostało, ale cóż, najpierw człowiek je, a potem myśli ;)). Jak się ma znajomości i fajną rodzinę, to i w środku Beskidu Niskiego człowiek dobrze zje! Dzięki rodzino i wysowscy przyjaciele!
Po takiej kolacji trudno było wstać następnego ranka. Szczególnie, że w dolinie zalegała urocza mgła i widok był naprawdę ładny.

 

Główny Szlak Beskidzki w Beskidzie Niskim

 

A ponadto wiedzieliśmy, że jest to nasz ostatni dzień w Beskidzie Niskim. Już prawie mieliśmy ruszać dalej, gdy doszli do nas szlakiem z drugiej strony, właśnie z Banicy inni wędrowcy. Znów gadu gadu i słońce zdążył wyjść dość wysoko. Przeszliśmy tylko przez górkę (oczywiście gubiąc na chwilę nasz czerwony szlak, bo łąki spore i ścieżek w lesie też wiele) i znaleźliśmy się w Banicy. Historia wsi nie różni się niczym od dziejów innych okolicznych miejscowości. Do 1947 roku byli tu Łemkowie, potem sprowadzili się tu inni, w tym wypadku polscy osadnicy z Podhala i Sądeczcyzny. Po tych pierwszych pozostała tu cerkiew grekokatolicka pw. św. św. Kosmy i Damiana (obecnie kościół rzymskokatolicki – wezwania nie zmieniono). Nasza trasa przez Mizarne (770 m n.p.m.) doprowadza nas do Mochnaczki Niżnej.

 

trasa czerwona w górach polskich

 

przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego

 

Tu na potoku umownie kończy się Beskid Niski a zaczyna Sądecki. I ja zawieszam w tym miejscu głos …

 

GSB – Beskid Niski – INFORMACJE PRAKTYCZNE:

Literatura: jak w poprzednim poście!

dzień dziesiąty: Bartne – Izby (tu nocleg tylko na dziko)

odległość: 32,69 km
czas przejścia: 9 godz 24 min
w górę: 1441 m
w dół: 1277 m

Wołowiec: tuż przy szlaku przechodzimy obok “Chaty Kasi” (noclegi, jedzenie)
Zdynia przy szlaku sklep i w tym samym miejscu noclegi : Ośrodek Szkoleniowo-Wypoczynkowy “U Zosi” tutaj
Regietów Baza Namiotwa SKPB Warszawa (tylko VII-VIII , ale wiata jest cały rok ) tutaj

Hańczowa – sklep tuż obok szlaku (pon-piątek 7.30-17, sob 7.30-16, niedziela 10.30-13)

zapis z Endomondo:

 

przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego
 
 

dzień jedenasty: Izby – Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej

odległość: 32,01 km

czas przejścia: 9 godz 48 min

 w górę: 2240 m

w dół: 1669 m

Banica sezonowe schronisko (kiedyś PTSM) nie byliśmy tam ale bardzo dużo osób zachwalało

Mochnaczka Niżna sklep przy szlaku (pon-sobota 7-20, niedziela 9-18), na końcu wsi bardzo fajna wiata

Krynica -Zdrój , sklep na sklepie ale campingu raczej brak

Schroniska PTTK Jaworzyna Krynicka – 1o minut w bok zielionym szlakiem

Schronisko PTTK na Hali Łabowskiej (można rozbić namiot )

 

zapis z Endomondo:

szlak czerwony Izby - Hala Łabowska

 

Pytania, interpelacje, postulaty, sprostowania – piszcie śmiało w komentarzach 🙂