26 dzień na szlaku. 26 raz budzimy się gdzieś w Izraelu, 26 raz zakładamy plecak i noga za nogą, krok za krokiem rozpoczynamy wędrowanie. Dziś potrzebujemy na początek zdobyć wodę. Schodzimy w dół szlakiem między kaktusami do tylnej bramy wejściowej do wsi Mata. Zamknięte, ale Piotruś jest już tak chudy, że prześlizguje się przez szczelinę i w pierwszym domu napełnia nasze już bardzo sfatygowane butelki.
Bizantyjskie mozaiki, droga rzymska i walka Dawida z Goliatem
Niedaleko dalej znajduje się miejsce gdzie dawniej zatrzymywali się podróżujący do Jerozolimy. Znajdujemy resztki bizantyjskiej mozaiki, po prostu przykrytej piaskiem, bez jakiejkolwiek innej ochrony …
To nie koniec spotkań z wielką historią. Niewiele dalej zaczynamy iść drogą z czasów rzymskich, zbudowaną w 133 roku, by wojska Hadriana (znany nam już z Hadrian’s Wall Path w Wielkiej Brytanii) mogły dotrzeć tu w celu stłumienia rebelii w Judei.
Przyjemnymi dolinkami pełnymi zieleni (chociaż ciągle lekko góra – dół – góra – dół) zmierzamy w kierunku Tel Azeka, niepozornie wyglądającej górki na naszej drodze. Tylko wyglądającej. Gdy wychodzimy z gaju cytrynowego pełnego zdziczałych owoców (jakby nikt ich nie zbierał od dawna), stajemy przed prawie pionową skałą. Na którą mamy wyjść. Ot tak. Cóż, więc idziemy. Zziajani zdobywamy szczyt, gdzie padamy pod drzewem (jeden z niewielu cieni w okolicy). I cóż to nasze oczy widzą – z drugiej strony wycieczki podjeżdżają sobie samochodami, autokarami, prawie na sam czubek! Podsłuchujemy opowieści przewodników…
Tel Azeka (heb. עֲזֵקָה ) to wzmiankowane w Biblii miejsce, w okolicy której Dawid stoczył walkę z Goliatem podczas walk w dolinie Ella między Filistynami a Izraelitami (mam nadzieję, że nic nie pokręciłam, nie jestem najlepsza w znajomości Biblii).
Po zejściu ze szczytu po raz pierwszy gubimy szlak. Chodząc tam i z powrotem
natrafiamy na grupkę ludzi na łączce delektujących się kawą. Bardzo
mili ludzie częstują nas tym napojem bogów i nakierowują na dobrą drogę.
Okazuje się, że za bardzo skupiliśmy się na znakowaniu, które w tym miejscu było niedokładne, a raczej w ogóle go nie było. Nasz szlak biegnie teraz razem ze szlakiem “wodnym” (starożytne cysterny,
zbiorniki na wodę i linie doprowadzania wody). Po drodze spotykamy sporo rodzin, spacerujących ścieżkami, aż schodzimy do dolinki,
gdzie rozbijamy namiot w towarzystwie pięknego czarnego kwiatu. Ciekawe czy ktoś mi pomoże go nazwać? W przewodniku znajduje się cała galeria obrazów roślin, jednakże autor zapomniał je podpisać…
Trzy wzgórza dalej, dzień później osiągamy punkt obserwacyjny na górze Masua. Wieża obserwacyjna, dziwnej urody i architektury była zamknięta, tak jak ostrzegał nas nasz przewodnik, ale wokół było sporo wypoczywających osób (szabat), jedni nawet rozbili namiot…
Już nie pierwszy raz spotykamy architekturę tego typu, jakby ktoś zachował się w Gaudim… I produkował bardzo, ale to bardzo marne podróbki na masową skalę…
Potem szlak staje się niewymagający, milutki. Idziemy przez łąki i pola, zielone lub kolorowe, a nad nami latają bociany …
W końcu docieramy do Beit Guvrin, zatłoczonego miejsca pełnego zwiedzających.
Starożytne miasto Beit Guvrin, czyli Eleutropolis
Starożytne Beit Guvrin, to historyczne miasto Eleutropolis, wolne miasto stojące na skrzyżowaniu wielu ważnych dróg w czasach rzymskich. Tuż obok znajduje się stacja benzynowa z małym barem, nie żałujemy sobie lodów i rozmów w języku Puszkina. Kawałek dalej przy “willi” (budynek, w którym podczas “Wojny o Niepodległość Izraela” w 1948 roku znajdowała się baza dowódców wojsk egipskich, na czele z Gamalem Abd’el Nasserem, późniejszym prezydentem tego państwa) spotykamy wielką grupę młodzieży na biwaku. Jest to nasze pierwsze, ale nie ostatnie spotkanie z nimi. Jest to grupa szkolna z Hadery, coś na kształt skautów z jednej placówki, którzy corocznie przez dwa tygodnie wędrują Shvilem, Są już bardzo blisko jego ukończenia – zakładają dotarcie do mety w Eilacie w przyszłym roku.
Później towarzyszą nam kilometry plantacji winorośli, aż docieramy do Tel Lakhish, drugie pod względem ważności miasto w starożytności w Judei. Obok znajduje się moszaw Lakisz, wybudowany w latach 50-tych XX wieku w miejsce arabskiej wioski al-Qubayba. Podobno mieszkańcy tej wsi w 1948 uciekli do pobliskiej miejscowości, w której chwilę później doszło do zabicia około 100 Palestyńczyków.
Obecnie jest to region słynący w winogron, podobno dzięki zaawansowanym badaniom genetycznym, produkują tu naprawdę wymyślne winogrona, na każdą okazję, o różnych poziomach słodkości czy kwaśności i koloru.
Rozbijamy namiot u stóp parku narodowego Tel Lakish, gdy obok przechodzi mała grupka z psem, z których jedna pyta nas czy nie potrzebujemy prysznica lub czegoś. Umawiamy się, że gdy będą wracać to nas zabiorą z sobą. Przy ponownym spotkaniu otrzymujemy propozycję noclegu. Chętnie. Zwijamy namiot i idziemy. Nasz przecudna gospodyni mieszka z synem w małym domu na tyłach domu swoich rodziców, pozostałą dwójka to jej przyjaciółka z nowym chłopakiem, mieszkający w Tel Avivie. Yifat przygotowuje dla nas makaron oraz pranie z suszeniem, łóżko z pościelą (oj jak dawno nasze łóżko pachniało), a także korzystamy z netu i komputera (Piotruś w końcu zrzuca zdjęcia ze swojej karty i znów może pstrykać kolejny tysiączek fotek…).
Ojciec Yifat ma zamiar przygotować kącik dla idących Shvilem w starym autobusie koło swojego domu i zostać Trail Angelem. Na razie użyczają swoich przemiłych progów nieoficjalnie. Sama Yifat prowadzi szkołę biznesowego języka angielskiego. A, i jest buddystką 🙂
Tego ranka w ogóle nie chce się nam wstawać z tych domowych łóżek… Ale w końcu się zmuszamy, uzupełniamy zapasy w miejscowym sklepie i idziemy. Długo wzdłuż miejscowych winnic, w których robotnicy w kosmicznych kombinezonach uwijają się jak w ukropie (szczególnie Tajowie!)
A potem groszek cukrowy …
i zwierzątka…
Wsiadać, nie wsiadać? Gubimy znakowanie szlaku ponownie, ale mniej więcej orientujemy się po mapie, gdzie powinniśmy iść. Inaczej mielibyśmy problem, bo osioł nie gadał, a nikogo w okolicy nie było… W okolicy Tel Keshet natykamy się na przygotowania do przyjęcia znanej nam już grupy szkolnej (dwa samochody wożą ich bagaże i namioty, beczki z wodą i jedzenie).
Samotne drzewo punktem nawigacyjnym dla wojsk izraelskich
Jeszcze tylko krótka przebieżka brzegiem doliny z potokiem i już zmierzamy prosto do Tel Nagila. Wzgórze widoczne z bardzo daleko, charakterystyczne, gdyż na jego szczycie stoi samotne duże drzewo.
Jest to 400 – letnia akacja, używana przez podróżnych ale i przez pilotów izraelskich sił powietrznych jako punkt nawigacyjny. Ponadto według legendy ukryto tutaj turecki skarb, co przyciąga wielu poszukiwaczy przygód.
Mijamy ruiny tureckiego mostu kolejowego oraz Pure Nature Preserve, w którym na wiosnę powinno być zatrzęsienie ptactwa. Niestety po ptaszkach zostały tylko śmieci …
Nockę spędzamy w namiocie rozbitym niedaleko stacji benzynowej pomiędzy autostradą a torami kolejowymi, głośno ale na stacji mieli sos do makaronu…
Cały długi kolejny dzień zasługuje na wspomnienie tylko ze względu na jego koniec. Znów spotykamy Charliego, z którym docieramy do Joe Alon Center, w którym zlokalizowano Muzeum Dziedzictwa Beduinów.
Kim są Beduini? Muzeum Dziedzictwa Beduinów
Badiya to jedno z arabskich słów używanych do określenia pustyni, z niego wywodzi się badawi, a z tego już wywodzi się nazwa “Beduin”, mieszkaniec pustyni, osoba przystosowana do przetrwania na niej. Wszystkie zwyczaje oraz sposób organizacji tej społeczności zostały uwarunkowane poprzez warunki w jakich oni żyją. Organizują się w konfederacje i plemiona zajmujące dira, czyli określone terytorium plemienne. Beduini z Półwyspu Synaj i Pustyni Negew za soją rodowitą ojczyznę uważają Półwysep Arabski. Na pustyni Negew w ponad stu klanach żyje obecnie około stu pięćdziesięciu tysięcy Beduinów (w całym Izraelu około dwustu pięćdziesięciu tysięcy, dane za Ela Sidi, Izrael oswojony,????). Od setek lat wędrują przez rozległe tereny w poszukiwaniu nowych pastwisk oraz źródeł wody. Głównym ich zajęciem jest hodowla wielbłądów, kóz i owiec oraz uprawy zbóż.
Zwierzęta dają jedzenie, wełnę i skórę. Z włosia kóz tkane są namioty, owcze runo i wielbłądzie służy do wyplatania dywanów, worków i ubrań. Mleko pija się świeże lub kwaśne, a także produkuje sery (afig – suchy słony ser) i masło. Mięso z własnej hodowli jada się tylko przy szczególnych okazjach.
By zarobić pieniądze Beduini udają się na targ. Dawniej sprzedawali swe produkty w Gazie i Hebronie, obecnie największy jest czwartkowy targ w Beer Shebie (Sug al-Khamis). Szczególnie jest tu tłoczno na koniec każdego sezonu rolniczego.
Po powstaniu państwa Izrael zgodnie z polityką władz próbowano osiedlić Beduinów w miastach, które specjalnie nawet w tym celu zbudowano (w 1968 roku Tel Sheva,czy Rahat). W związku z niepowodzeniem akcji:
” Prawie połowa z nich mieszka w osadach niezaznaczonych na żadnej mapie, pozbawionych podstawowych usług komunalnych: dróg, kanalizacji, wody, elektryczności, edukacji i opieki zdrowotnej. Państwo nie uznaje praw Beduinów do ziemi, na której żyją od wielu pokoleń, i próbuje różnymi metodami doprowadzić do tego, by opuścili Negew, a nawet Izrael,” (Ela Sidi, Izrael oswojony, s.322).
Na czele wioski stoi szejk ze starszyzną plemienna, jako ciałem doradczym. Jest on sędzią (orzeka o winie, system kar, oparty jest na zasadzie krew za krew, płaci się również odszkodowania materialne, w sprawach kradzieży i kłamstwa przeprowadza się próbę ognia: bish’a – by udowodnić swą niewinność oskarżony musi dotknąć językiem rozgrzanego do czerwoności metalu, trzykrotnie, jeśli jego język pozostanie nieuszkodzony, to jest niewinny).
Medycyna opiera się na wierze w przeznaczenie, w to, iż wszystko zależy od woli Allaha (według słów Proroka, że dla każdej stworzonej przez Allaha choroby uczyniło on też lekarstwo). Ulgę w cierpieniu przynieść ma również pielgrzymka do Grobu Świętego Człowieka. Darwish, egzorcysta z dziedzicznym stanowiskiem, wykonujemy amulety czy też odczynia uroki. Funkcjonuje również obrzęd shabba, czyli wykrywania źródeł “diabelskiego oka” (matka rodziny topi nad ogniem trzy kryształy ałunu, które przybierają inną formę wskazującą na źródło “oka”), zlokalizowanie którego pomaga w uzdrowieniu. Ciekawym zawodem jest też bycie hawi, czyli uzdrowicielem od ukąszeń węży i skorpionów (zdaje się że jest to specjalista w wysysaniu jadu). Mężczyźni zajmują się pracą na zewnątrz, kobiety od maleńkości są przygotowywane do rodzenia synów, ich ilość wskaże ich pozycję w hierarchii plemienne, one też zajmują się domem. Przy swataniu nikt nie pyta kobiety o zdanie. Jest wydawana za mąż zgodnie z wolą ojców i braci. Ubiór kobiety świadczy o etapie życia, na którym się znajduje. Dziewice, zagrywają twarz ingabem, mają niebieski haft na czarnej długiej sukni, kobiety zamężne burgą, zdobioną pierścionkami, a na sukni mają czerwony haft, natomiast kobiety starsze zasłonę na twarzy pokrywają monetami.
“W tradycji Beduinów najistotniejsze jest, aby być człowiekiem swobodnym jak wiatr, niezależnym, z własnym namiotem i środkiem lokomocji (wielbłądem, osiołkiem, obecnie samochodem), mieć uległą, płodną i pracowitą żonę, dobrą kawę i dzbanek, by ją zaparzyć.”(za: Ela Didi, Izrael oswojony, s.324)
w poprzednim odcinku w następnym odcinku
PRAKTYCZNE INFORMACJE:
Dzień 26: Hirbat Dorban – niedaleko kibucu Sarigim, 20 km
woda: Mata, za drogą nr 3855 kranik przy przepompowni
Dzień 27: Sarigim – Lakish, 20km
stacja benzynowa, sklep i bar przy Beit Guvrin
woda w Tel Lakish
Dzień 28: Lakish- stacja benzynowa przy drodze nr 40, 28km
sklep w Lakish
stacja benzynowa droga nr 40
Dzień 29: droga nr 40-Lahav, 18km
przy ogrodzeniu Dviry, woda
sklepik z lodami i wodą w Joe Alon Centre
sklep dobrze zaopatrzony w Lahav
Brak komentarzy