Przekroczyliśmy tory (TE osmańskie tory, ramka poniżej). Wiatr przewalał piasek z jednej szyny na drugą tworząc małe wydmy. Szlak jordański nakazał nam je przekroczyć i wejść do wsi Shakriya . Dotąd sięgały tereny plemienia Swalhiyeen. Najrzadziej odwiedzana przez turystów okolica Wadi Rum.
Jordańska gościnność, czyli u Beduinów na dywaniku
W blaszanej budzie na dywaniku siedział stary Beduin. Sekundę później pojawiła się sporych rozmiarów żona sklepikarza. Razem tworzyli niezwykły kontrast: on niski, chudy, pomarszczony, ona wyższa od niego, pulchna z gładką rumianą cerą. Kilka słów później między naszym dywanikiem a jego pojawił się czajnik z słodką herbatą i trzy szklaneczki. Leniwie milczeliśmy sondując z dwóch stron wejścia do sklepiku co ten drugi może tu robić. Gdzie my z takimi wielkimi plecakami (które zostały dokładnie obejrzane) i pięknymi kijkami (szczególnie te błyszczące błękitne, jeszcze względnie nowe Piotrka, spodobały się staruszkowi). Kupiliśmy dwie butelki wody i papierosy. Nadjechała terenowa toyota. Młodzi Beduini szukali klientów. Kiedy dowiedzieli się dokąd idziemy, od razu uznali, że potrzebujemy przewodnika. Kiedy zapewniliśmy ich, że doskonale sobie poradzimy sami, przestało być tak przyjemnie. Od razu zaczęli wypytywać, gdzie nasze bilety do Wadi Rum. I oni, i my doskonale wiedzieliśmy, że już dawno jesteśmy poza parkiem. Ale liczyli, że z jakiegoś powodu ich nie mamy, i że nas zmuszą do wzięcia ich jako taxi do Visitor Center. Przeliczyli się. Nastrój gościnnego poranka prysł.
Kolej hidżaska (Hedjaz Railway) wąskotorówka łącząca Damaszek z Medyną. Przecinała część Arabii Saudyjskiej zwaną Hidżas (Hedjaz) i stąd jej nazwa. Wspólnie wybudowało ją Imperium Osmańskie i Cesarstwo Niemieckie w latach 1900-1908 roku. Na dociągnięcie jej do Mekki już nie starczyło czasu. Ciągle częściowo działa. Jechaliśmy zabytkowym pociągiem jej fragmentem w okolicach Ammanu. O tym napiszę w późniejszym poście.
Trudności nawigacyjne na pustyni/odczucie czasoprzestrzeni.
Wieś znajdowała się na równinie. Mogłabym użyć słowa niezmierzonej, ale wtedy by oznaczało by to, że próbowałam ją ogarnąć jakąś miarą, a to nieprawda. Mission impossible. Nie da się. Podobno ta wyschnięta popękana połać ziemi bywa jeziorem. Po ulewnym deszczu to możliwe: jezioro błota. Na końcu widać wysokie skały: Jabal Rasrasha. Pewnie mają przydomki Jabal lewy i Jabal prawy. Wydawało się, że wystarczy wyciągniecie ręki. Dopiero gdy się zobaczy kontrast pomiędzy wysoką skała a przejeżdżającą u jej podnóża terenówką, można odczuć jak jest daleko. Przydarzyło nam się to wiele razy. Za skałami otworzyła się kolejna dolina z różnokolorowymi wydmami. Nasze zadanie było proste: podążać Szlakiem jordańskim mniej więcej na północ, do jej przeciwległego wylotu. Na wprost siebie widzieliśmy jej koniec. Przez większą część dnia widzieliśmy jej koniec. Nie był na wprost. Wędrowaliśmy szlakiem raz skręcając bardziej w lewo, raz w bardziej w prawo. I za każdym zakrętem koniec doliny oddalał się od nas. Kilometry wskazywane przez nawigację dłużyły się.
Konno przez pustynię? Brytyjskie wycieczki do Jordanii
Na drugim brzegu doliny konno jechała kobieta wzniecając tumany kurzu. Turystka z pobliskiego luksusowego campu. Brytyjka. Może wielbicielka historii o Lawrence z Arabii. A może reżyserka? Dlaczego reżyserka? Minęło nas sporo pick-upów obładowanych kośćmi dinozaura. Tak, nie pomyliłam się. Dinozaura. Za zakrętem na wzniesieniu budowano szkielet dinozaura? A może statek. Byli za daleko od nas, by chciało nam się iść ich wypytywać. Zobaczymy to w jakimś filmie niedługo.
Dziś śpimy pod mostem. Skalnym mostem
Na końcu doliny były łuki. Nie, nie takie strzeleckie, tylko skalne, stworzone przez samą Matkę Naturę. Oświetlane przez promienie zachodzącego słońca mieniły się na pomarańczowo. Kiedy mój książę Piotruś właził na jeden z nich, spod niego, zza wydmy wyłonił się beduiński szejk na wielbłądzie. W promieniach wyglądał … No właśnie. Podjechał i szarmancko zeskoczył z rumaka. Tfu, z wielbłąda. Ukląkł przede mną. Twarz spalona słońcem, bruzdy na czole, uśmiech od ucha do ucha obnażający samotne kilka zębów. Bosy. Nie wiem, ile Sulejman mógł mieć lat. Dużo albo mało. Rozpoczął od tego, że we wsi ma stadko wielbłądów. Z braćmi. Ośmioma. Że chętnie mnie zabierze do wsi. Na wielbłądzie to tylko godzina. Na piechotę ponad trzy.
Wrócił Piotrek. Następnego ranka do wsi przy Pustynnej Autostradzie szliśmy 3,5 godziny.
Autostrada Pustynna (Desert Highway, arab. Tarik al Bint, czyli Dziewicza droga) to asfaltowa droga biegnąca z Aqaby na południu do Ammanu i Zarqi. Większość ciężarówek i tirów nią jeździ. Szlak ten został wytyczony już w XVI wieku za dynastii osmańskiej jako alternatywa dla przepełnionej i krętej Drogi Królewskiej.
Nabatejczycy budują Humeimę w połowie drogi między Akabą a Petrą
Mapa ze Szlakiem Jordańskim pomiędzy Jabal Kharazeh a Humeimą należy do grona moich ulubionych. Ktoś wziął linijkę i połączy te dwa punkty linią prostą. My nie potrafimy tak chodzić.. Kluczyliśmy między wydmami, skałami, pagórkami, wielbłądami. Jak pijani zataczaliśmy się wraz z zakrętami drogi. A podobno Jordania jest wolna od alkoholu! Tuż przed ruinami Humeimy drogę zajechało nam dwóch pustynnych jeźdźców. Bracia Sulejmana. Nie żartuję. Beduińskie rodziny są ogromne. Często po kilkanaście dzieci. Starszy z jeźdźców pochwalił się piątka swoich własnych dzieci.
Chyba nie urządzają zjazdów rodzinnych? Chociaż w sumie namioty łatwo poszerzyć.
Nabatejczycy w latach 80-tych przed Chrystusem założyli Humeimę na szlaku w połowie drogi między Aqabą a Petrą. W tym pustynnym regionie potrzebne było miejsce z wodą. A w łapaniu wody Nabatejczycy byli nieźli. System cystern i akweduktów zachował się do dziś ale jest suchy. I potrzeba by archeologicznego oka, by w tych ruinach zobaczyć coś więcej niż fundamenty. Ale podobno kanadyjskie pieniądze idą w renowację.
Usuńmy przeszkody spod nóg wędrowców – Beduini z Abbasiji
Abbasiya to wieś, której miało nie być. Na mapie zaznaczony był tylko meczet. Szliśmy szutrową drogą, na brzegu której siedział starszy mężczyzna z chłopcem. Gdy mieliśmy do nich tylko kilka kroków, Beduin podniósł z drogi kamień, to samo kazał zrobić chłopcu. Przez moment zrobiło się nieswojo (poprzedniego dnia dzieci krzyczały za nami z okien szkoły różne brzydkie rzeczy). Ale wtedy mężczyzna kazał chłopcu rzucić ten kamyk na bok. Usuwali nam kłody spod nóg.
Jordania często nas zaskakuje. Być może tak w tradycji beduińskiej wita się wędrowców i życzy pomyślnej drogi. Odmówiliśmy całonocnej gościny. Mężczyzna pracował swego czasu w Europie i całkiem nieźle mówił po angielsku. I nie był bratem Sulejmana.
Najpiękniejszy kanion w Jordanii – Wadi Ahmier / Wadi Aheimar
Na chwilę wróćmy do momentu, w którym siedzimy z dwoma braćmi Sulejmana pośrodku niczego. Beduin pokazuje nam filmik, w którym przeciska się z wielbłądem wąskim czerwonym kanionem w Wadi Ahmier. Wielbłąd często na kolanach. A kiedy turysta siedzi na grzbiecie wielbłąda to jego głowa czasem wystaje ponad ściany kanionu. Wygląda jak ze studni…
Tak schodzimy do kolejnej doliny. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Wadi Ahmier to najładniejsza wadi w całej Jordanii. Ze wsi Abbasiya schodzi się do niej szerokimi kozimi ścieżkami ostro w dół. Od razu otaczają nas wysokie skalne ściany. Potem dochodzimy do długiego wąskiego kanionu zbudowanego z czerwonych piaskowców. Miejscami jest tak wąsko, że Piotrek musi zdejmować plecak, by się przecisnąć. Słońce pada tu pod różnymi kątami: raz jest bardziej czerwono, raz bardziej żółto. Na dodatek kanion ma urocze wąskie odnogi. W jednej z takich na piasku urosło nawet spore drzewo. Za nim miało być źródło z wodą. Może i było, ale my znaleźliśmy tylko zieloną glutowatą breję. I tak jej nabraliśmy. Lepsza taka woda niż żadna. Po zagotowaniu znośna.
I jeszcze z cyklu: Nie widział pan może wielbłąda? W Wadi Ahmier, w jej dolnej szerszej części minęliśmy wielbłądzicę z małym. Paśli się na kępkach trawy. Kilka godzin później młody Beduin (rodzina dziadka z drogi przy Abbasiji!) w samochodzie osobowym wyprawił się na ich poszukiwanie. Z całą pewnością nie zdążył ich znaleźć przed zmrokiem…
Zamki na piasku, czyli noc na wydmie
W Jordanii pustynnej wiatr i woda pracują cały czas nad jej wyglądem. Skaliste przełęcze przerabiają na wydmy. Dzięki temu można wygodnie na nich spać i widoki rozciągają się przepiękne. Zostaliśmy. Gdy już prawie skończyliśmy rozbijanie namiotu po wydmie z ułańską fantazją zaczęła się rozbijać terenówka. Od jednych suchych korzeni do drugich. Młodzi Beduini zbierali drewno. Podjechali do nas. Mimo, że niewiele łączyło nas słów, to ugościli nas słodką herbatą, świeżo ugotowaną na butli gazowej. I soczkami w kartonikach. Kiedy zza wydmy wyłonił się starszy mężczyzna, ojciec jednego z nich szybko się zebrali. Beduin przyszedł z reklamówką różnych rzeczy, jakby za wydmą był sklep.
Dlaczego lubię muzułmańskie piątki w Jordanii?
Kolejny dzień był piątkiem. Zdążyłam bardzo polubić muzułmańskie piątki. Jeśli do jakiejś doliny da się dojechać samochodem, to zawsze są tam jordańskie rodziny. Pieką, gotują. Odpoczywają i modlą się. Zawsze poratują wodą i chlebem. Poczęstują herbatą z ziołami. Pogadają. Czasem można też podpytać o drogę.
Tego piątku szczególnie przydałyby się nam ich wskazówki. Mapa była dość niewyraźna, jeśli chodzi o poziomice. Gdybyśmy tylko lepiej zrozumieli ich tłumaczenia to pewnie nie wspięlibyśmy się na lewą stronę kanionu, która kończyła się przepaścią. Pewnie od razu byśmy poszli jego prawą stroną, ścieżką, którą zobaczyłam z góry…
Szalona jordańska malarka Przyroda i jej dzieła – Z Wadi Gseib do Wadi Al Saif
Szlak jordański do Wadi Saif był piękny, jak przez Wadi Rum. Kolorowe skały, skalne grzyby, tatrzańskie przełęcze. Jordania w najpiękniejszym wydaniu. I wszystko to obejrzeliśmy po kilka razy z różnych stron, bo drogę gubiliśmy co kilka metrów. Żadnych oznaczeń, żadnych kopczyków, żadnych ścieżek. Tylko ślad GPS odbijający się od skał (chociaż tyle – na kolejny dzień mieliśmy tylko wydrukowaną mapkę z narysowaną na niej długopisem kreską!).
Natura łaskawą bywa – daje nam skalne grzyby rzucające cień 😉
W upale przeczołgaliśmy się przez te wszystkie wąskie przesmyki, strome podejścia i skaliste ścieżki. Na koniec dnia w szerokiej dolinie dopadła nas burza, z błyskawicami wbijającymi się w okoliczne skały.Schowałam się bardzo głęboko w śpiworze i próbowałam o niej zapomnieć.
A na grani spokojnie całą noc stało sobie stado wielbłądów…
Szlak Jordański – informacje:
Dzień 4: Rum wieś – Jabal Kharaza (dwa mosty skalne)
odległość: ok 28,1 km
czas przejścia 8 godzin
Dzień 5: FJabal Kharaza – Wadi Ahmier początek
odległość: około 27 km
czas przejścia: 10,5 godziny
Dzień 6: Wadi Ahmier – wydma za Wadi Rakiya
odległość: około 25 km
czas przejścia: 10 godzin
Dzień 7: Wadi Rakiya – Wadi Al Saif
odległość: około 23 km
czas przejścia: 11 godzin (sporo błądzenia)
Woda i jedzenie:
Sklep we wsi Rum, w Sharkiya (przy szlaku)
Dziękuję bardzo za odpowiedź. Powiedzcie jeszcze jak znaleźć wioskę Abbasija( gogle maps jej nie widzi)- będziemy jechać od strony Petry
pozdrawiam serdecznie Małgorzata
Google maps w Jordanii jest bardzo słabe . Ma bardzo dużo błędów. Nawet najwyższy szczyt jest źle zaznaczony.
Abbasija jest oznakowana na mapie u nas :
https://www.wapniakiwdrodze.pl/jordania/szlaki-trekking-w-jordanii/
Albo na mapie do wydruku tutaj :
http://www.jordantrail.org/route-stages-maps/5-wadi-aheimar-to-humeima/
Witajcie
Najpierw grat ulacje!!! Blog jest fantastyczny!!!
A teraz pytanie jak długo trzeba schodzić z Abbasija na dno kanionu Ahmier
pozd.Małgorzata
Dzięki 🙂 . Z tego co pamiętamy zejście na dno było bardzo łatwe i zajęło jakieś max 30 minut. Trzymaliśmy się mapy i śladu gpx ze strony jordan trail i bardzo łatwo znaleźliśmy wydeptaną ścieżkę na dno kanionu . Żadnych problemów sobie nie przypominamy.