Dzionek, dość słoneczny, postanowiliśmy rozpocząć od wysuszenia naszych ubrań. Te, które mamy na sobie niezbyt pachną, a te czyste wyprane, niezbyt wyschły. Tylko gdzie tu “rozwiesić” pranie?
Ogród botaniczny Ramat Hanadiv i mauzoleum barona Rothschilda
Wchodzimy bocznym wejściem do ogrodu botanicznego Ramat Hanadiv, podchodzimy pod główny budynek i … cóż moje oczy widzą: samotne kamienie w słońcu! Piotr idzie zdobyć kolejną pieczątkę do naszych paszportów, a ja rozkładam się …
Dzięki temu mogę głębiej zapuścić się w ogród. W specjalnym mauzoleum pochowany został tutaj Baron Edmund de Rothschild, filantrop, który w XIX wieku przyczynił się w znaczący sposób do osiedlania Żydów w Palestynie, kupując ziemię, fundując winnice, itp. Bardzo bogata rodzina, która przyczyniła się w znaczącym stopniu do powstania państwa Izrael. Dziś rozciągają się tutaj piękne ogrody. Ale, ale: pieczątka zdobyta, pranie wysuszone! Zostawmy baronów w spokoju. Morze na nas czeka! Po niedługiej wędrówce dochodzimy na brzeg klifu, z którego rozciąga się cudowny widok, oczywiście na …. morze! My ostro schodzimy jednak z dół i skręcamy w lewo, znów w kierunku przeciwnym do wybrzeża. Musimy ominąć tory, dlatego szlak prowadzi nas w kierunku stacji kolejowej. W końcu jednak zawracamy i docieramy do bramy Beit Hanamiya (gdzie 200m od bramy wzdłuż drogi głównej znajdziecie sklepik, także z lodami:)) i witamy się ze starożytnym akweduktem, który poprowadzi nas do Cezarei.
W arabskiej wiosce Dzisr a-Zarka nad Morzem Śródziemnych i starożytnej Cezarei
Przechodzimy przez arabską miejscowość Dżaser A-Zarka (Jisr a Zarka, Dżisr a-Zarka), co po arabsku znaczy most nad parowem To jedna z najbiedniejszych wsi w całym Izraelu z wysokim przyrostem naturalnym. Atrakcją turystyczną tego miejsca są piękne plaże i meczet Uthman Ibn al-Khatab. Podobno (za: Eli Barbur, Wzgórza krzyku. Reportaże i rozmowy, 1998) 80% mieszkańców tej wsi to członkowie dwóch rodów: Dżurban i Amasz – bez domieszek świeżej krwi od roku 1929. Pierwszymi którzy tu osiedli byli dwaj Beduini uciekający przed krwawą zemstą. Chociaż inna wersja mówi, że pierwszymi mieszkańcami byli dwaj rozbitkowie ze szkunera niewolniczego płynącego do Włoch, który zatonął podczas sztormu. Niestety prawdą jest tradycja małżeństw wymiennych, czyli zawieranie związków między bliskimi kuzynami. Dzięki temu biedne rodziny oszczędzają od lat na posagu, a bogatsi kumulują majątki. W skutek takich praktyk ogromna ilość dzieci rodzi się upośledzonymi.
Przemykamy te ostatnie 3 kilometry do plaży! Aż w końcu morska bryza ochładza nam twarze, a piasek … utrudnia iście w butach 🙂
Po drodze muszelkowy raj …
i znów poznany już wcześniej akwedukt prowadzi nas wprost do Cezarei…
Cezarea, ruiny starożytnego miasta, które 2000 lat temu Herod Wielki wybudował na cześć cesarza rzymskiego Augusta, przez 600 lat było stolicą Palestyny, potem fortecą krzyżowców. Obecnie znajduje się tu Park Narodowy Cezarei, ruiny przeznaczone do zwiedzania, na brzegu i pod wodą:). Ponadto jest to również oaza izraelskiego luksusu. W XIX wieku wzmiankowany już baron Rothschild wykupił tereny wokół antycznych ruin, po czym przekazał fundacji, która zarządza terenami tymi do dziś. Utrzymuje tu swoją rezydencję rodzina Rothschildów oraz wielu bogatych i wpływowych ludzi z Izraela i innych krajów. Nie można pominąć 18-dołkowego pola golfowego zaprojektowanego przez Roberta Trenta Jonesa Jr (syn Seniora, architekt, który zaprojektował około 500 pól golfowych w USA i 35 poza nimi, Junior ma na koncie tylko 250:). Generalnie geek w fandomie golfa (a że to nowe dla mnie pojęcia to się zastanawiam czy dobrze ich użyłam?:).
Mijamy Cezareę. przekraczamy rzekę Haderę i znów łączymy się z morzem. Z miłym strażnikiem parku, prawie mówiącym po rosyjsku, ustalamy, że możemy tu rozbić namiot ale musimy się zmyć przed szóstą. Z tym nie ma najmniejszego problemu – wieje, pada i świszcze tak głośno, że budzimy się naprawdę wcześnie…
Rano w Haderze spotykamy ostry deszcz i Charliego, którzy skorzystał z gościnności jakiegoś Trail Angela i zachwycony (suchy, najedzony, wyprany) idzie dalej. Jeden z przejeżdżających samochodów obdarowuje nas małym papierowym zawiniątkiem, dla rozweselenia pochmurnego dnia (doprawdy, zasuszone siano;)). Na początek widzimy krowę z małym, świeżo urodzonym cielakiem ….
A potem czołgamy się pod torami …
Długą piaszczystą drogą, która ciągnie się wzdłuż kolei i lasu:
dochodzimy do Nahal Alexander National Park, w którym podobno można spotkać ogromne żółwie. Ale zdaje się że trzeba odbić ze szlaku jakieś 3 km żeby naprawdę zobaczyć te olbrzymie osobniki. My zadowalamy się jednym małym człapiącym żółwikiem …
I dobrze, bo zaczyna cholernie wiać. Ale tak mocno, że powoli zaczynam zapominać o tym, że tyle dni szłam w kierunku morza z myślą, by w końcu do niego dojść …
Atrakcje Netanyi: plaże śródziemnomorskie, rezerwat irysów i sztorm
W samym centrum Netanyi wysypisko śmieci. Cóż. Po jego obejściu docieramy do kolejnego rezerwatu irysów, tym razem nawet rozpisano gdzie, jaki rodzaj kwiatów rośnie:
Niestety, sama zieleń. Ani małego kwiatuszka… Za rezerwatem irysów zaczął się nasz dramat. Zaczęliśmy rozbijać nasz ukochany namiot, towarzyszący nam od 9 lat Vaude Ultra Light ważący tylko 1kg, w pięknym zielonym kolorze, w którym mieli zaszczyt spać i inni (pamiętacie?), rozbijać na wydmach, w miejscu do tego przeznaczonym. Gdy nagle … Wyobraźcie sobie, że oglądacie film katastroficzny dziejący się na statku, najlepiej kutrze rybackim, na pełnym morzu, niespodziewanie w wasz statek uderza z ogromną siłą sztorm, deszcz i wiatr, bardzo zimny deszcz. Wiatr wciska wam ziarenka piasku w każdy por skóry, wciska do plecaka, w obiektyw aparatu, który leży ot tak sobie, rozrywa koszulę, która lepi się do ciała. A nierozbity namiot z postawionym już masztem łopocze przyginany raz po razie do ziemi. Piotra koszula, błękitna, też łopocze niczym poszarpany żagiel na sztormowym wietrze. I nie wiadomo, kogo ratować …. A wszystko trwa 15 minut!
Po tej krótkiej dramatycznej chwili okazało się, że nie wystarczy wysuszyć siebie i naszych rzeczy, by kontynuować. Masz namiotu nie przetrwał sztormu. Nabawił się małego pęknięcia, ale na tyle poważnego, że nie pozwalało ono na jego wyginanie. Staliśmy się bezdomni.
Zapadał zmrok. Wokół znajdował się tylko jeden mały daszek (przy biurze sprzedającym mieszkania, o ironio losu!), pod którym się zadekowaliśmy. I zaczęliśmy dzwonić do Trail Angeli, których powinno być tu kilku. Niestety to nie był nasz dzień. Jeden z nich, bardzo chętnie by nas przenocował, jednakże mieszkał w Tel Avivie, na liście był błąd. Drugi nie odbierał. A trzeci … Po krótkiej wymianie smsów z chłopcem (studentem), jego wymianie smsów z mamą, którą pytał o pozwolenie, telefonie do jego mamy … W momencie gdy mamusia usłyszała, że jesteśmy z Polski, powiedziała iż zaraz oddzwoni. By po 40 minutach przysłać nam wiadomość, że możemy sobie zanocować po takim to a takim adresem za równowartość 400zł. I życzy powodzenia. Mogła po prostu powiedzieć NIE.
Po chwili postanowiliśmy znaleźć bezpieczną przystań na pobliskiej budowie, zawsze to jakiś dach. Znaleźliśmy chłopaka, niekoniecznie mówiącego po angielsku, ale zrozumiał o co nam chodzi. Na migi poprosił byśmy za nim poszli. W miejscu, gdzie kiedyś będzie parking podziemny, mieszkało kilkunastu pracowników elektryków z Palestyny. W różnym wieku. Pracujących na budowie. Na początku podchodziliśmy do siebie dość nieufnie, jednak po kawie i wafelkach, lody zostały przełamane. Dostaliśmy swój “pokój” i łóżka. I w cieple przetrwaliśmy noc. Dzięki chłopaki!
Wędrówka plażą wzdłuż Morza Śródziemnego do Tel Avivu
Rano padało. Nie mogliśmy po prostu sobie dalej maszerować, szczególnie że zbliżało się święto Purim. Dlatego zebraliśmy się i pojechaliśmy autobusem do Tel Avivu (do którego mieliśmy tak naprawdę jeden dzień na piechotę, no ale nie za bardzo w deszczu). Zamieszkaliśmy w Yarkon Parku, w wielkim namiocie. Szybko pojechaliśmy do centrum miasta, kupić nowy namiot. Trochę nam zajęło znalezienie czegoś co chroni również od deszczu (dwie powłoki), a nie jest tylko plażówką. Ale udało się. Produkcja izraelska. I dobrze, że nam karty bankowe nie zamokły:)
Super. Mogliśmy wrócić na szlak.
Kolejny dzień powitał nas ogryzkami słońca, przeplatanego krótkim deszczem, ale znośnym, dlatego też rankiem wsiedliśmy w autobus powrotny do Netanyi i znaleźliśmy się znów na miejscu zbrodni (zamordowania naszego namiotu). 28km, sporo plażą. Czy ja naprawdę jęczałam, że chcę w końcu dojść nad to morze?
A w związku z tym, że przy pomniku królowej, jakiś czas temu wyrzuciliśmy nasze kurtki przeciwdeszczowe, to się przygotowaliśmy. Oto nowa moda:
Dzień był piękny, sobotni. Pół Izraela “coś” robiło nad morzem: Ćwiczyło?
Biegają lub grają w matkot (izraelski tenis plażowy):
A potem już sam romantyzm … Najpierw mój prywatny Lucky Luke 🙂
Następny dzień spędziliśmy na labie w Tel Avivie. Nie dość, że były Piotra urodziny to na dodatek był Purim. A istotą święta jest wypić tyle wina, by nie rozróżniać czy się przeklina Hamana, czy błogosławi Mordechaja. Do zobaczenia więc pojutrze, z dużą ilością wody w zapasach …
w poprzednim odcinku w następnym odcinku
PRAKTYCZNE INFORMACJE:
dzień 16: Zikhon Ya’akov – Nahal Hadera Park 22km
na 2km duży sklep, market
na 3km w centrum ogrodu botanicznego: toalety, restauracja, PIECZĄTKA
Beit Hananiya: sklep 200m od szlaku
Cezarea: stoiska z wodą, sokami, przekąskami
dzień 17: Nahal Hadera Park – Netanya Poleg 27km
na 5km stacja benzynowa, mały bar, toalety
przed Netanyą: ogromne, jak na Izrael, centrum handlowe ze sklepem Rikoshet
na plaży toalety, prysznice, krany ale zakręcone
dzień 18:Netanya Poleg – Tel Aviv na kółkach 🙂
cena biletu autobusowego: 10,5NIS za osobę
cena busa taxi: 14NIS za os
Dzień 19: Netanya Poleg- Tel Aviv Yarkon Park piechotą 28km
Herzliya: duże centrum handlowe
Dzień 20: PURIM 0km 🙂
Brak komentarzy