Kolejne dwa dni można by opisać jednym, niecenzuralnym zdaniem, które lepiej zapisać w języku angielskim, bo ładniej brzmi: Muddy fucking days! Gdyby nie plantacje grapefruitów i mandarynek…, to nie wiem. To one uratowały nas przed wielogodzinnym złorzeczeniem.

Z Tel Avivu przez Nahal Yarkon, czyli kąpiele błotne nie tylko nad Morzem Martwym 

Zaraz za Ramat Gan’em skończyła się wypielęgnowana promenada nadrzeczna i szlak połączył się z polną drogą, biegnącą z jednej strony wzdłuż rzeczki a drugiej wzdłuż pól z drzewkami owocowymi.Rzeczka, znajdująca się pod ochroną, Nahal Yarkon, jest bardziej żrącym ściekiem, chwilami pełnym piany, jak niegdyś w rzece San poniżej Sanoka i zakładów mleczarskich. Droga, rozjeżdżona przez samochody z napędem na cztery koła, po dwóch dniach deszczów przemieniła się w bagno. I my pośrodku tego wszystkiego…. Zaraz na początku spotkaliśmy jednego z właścicieli sadów, który sugerował byśmy poszli naokoło, że błoto itp., ale użył zwykłego słowa “muddy”, dlatego też nie przejęliśmy się nim za bardzo. Błoto? Hej, przecież jesteśmy z Polski, u nas błota nie brakuje, a oni tutaj przecież panikują z powodu małego deszczu, więc z tym błotem przecież tak samo …

 

Izraelski Szlak Narodowy

 

O dziwo, po drodze spotykamy grupki ludzi odpoczywających nad wodą, niektórzy się nawet w niej kąpią! Grupka dziewcząt, jedna z białym wiankiem na głowie, chyba świętuje wieczór panieński …
Dwukrotnie musimy przejść bosą stopą przez tę wodę, ściągając buty. Jak zwykle Piotruś ma szczęście, bo kiedy ja się już “przeprawię” na drugi brzeg ….

podjeżdża samochodzik terenowy, Piotruś do niego wsiada i suchą stopą osiąga drugą stronę… A ja wycieram stopy ze żrącej substancji ….
Dziś spożywamy obiad u stóp Beit Ha’Beton, pierwszego w Palestynie budynku postawionego z betonu (1912 rok). Służył jako przepompownia wody, farma, sierociniec i szkoła czy hostel. Obecnie opuszczony świeci pustką …

Izraelski Szlak Narodowy

W trakcie objadania się rybkami z puszki dołącza do nas grupa starszych Izraelczyków, którzy okazują się być Trail Angelami i serdecznie zapraszają nas, byśmy do nich wstąpili, jeśli będziemy przechodzić. Miło.
Przechodzimy obok wejścia do Parku Narodowego Źródeł rzeki Yarkon, czyli ścieku wzdłuż którego idziemy już od dłuższego czasu. Oczka wodne, nenufary, sporo ludzi. Ale my szukamy brytyjskiego bunkra z 1935 roku. Znaczy się teraz wiemy, że szukaliśmy bunkra, gdyż sprawdziliśmy znaczenie angielskiego słowa “pillbox“. Wówczas szukaliśmy raczej “czegoś” ważnego o czym napisano w naszym przewodniku, że znajduje się przy wejściu do parku. I dobrze, że obok postawiono tabliczkę informacyjną… Teraz już jesteśmy mądrzy i bogatsi o jedno angielskie słówko 🙂

Bunkier w tym miejscu miał chronić przejeżdżające tędy pociągi.

Park Narodowy Tel Afek i miasto Heroda Wielkiego Antipatris

Na koniec dnia przechodzimy obok Tel Afek, parku narodowego w którym znajdują się ruiny fortu z 1571 roku, wybudowanego przez Sułtana Salima II. Wcześniej znajdowało się tu miasto Antipatris wybudowanego przez Heroda Wielkiego, zniszczone przez trzęsienie ziemi.

Nocujemy niedaleko, na łączce. Rano jesteśmy umówieni w Mazor, po pieczątkę. I całe szczęście, bo przejście po torami zalane i musielibyśmy je chyba przepłynąć. A tak idziemy okrężną drogą, ale mamy jakiś cel. Dany, trail angel, podjeżdża do nas z pieczątka i herbatą w termosie. Zagaduje też pewna pani z psem mieszkająca niedaleko. Proponuje kawę i prysznic. Pytam jednak czy zamiast tych luksusów mogę skorzystać z internetu i spróbować kupić sobie bilet powrotny do Polski. Zostaję zaproszona do domu. Dłuższą chwilę przełączam przeglądarkę internetową z węgierskiego na hebrajski a potem na angielski. Nasza gospodyni pochodzi z Węgier, a niedawno dołączył do niej siostra, która nie zna hebrajskiego (czyżby Orban?). Wchodzę na stronę wizzaira i zaczynam przeszukiwanie. I … ! Kupuję bilet po 20 euro na początek kwietnia. Tak – to nie pomyłka, to 20 euro. Szybko płacę, zanim linie się rozmyślą :). Właścicielka domu była z mężem w Polsce i o dziwo nie w Auschwitz, tylko w Kudowie Zdroju, dwa tygodnie. I oboje z mężem byli zachwyceni, chociaż początkowo on nie mógł sobie wyobrazić co można robić w Polsce, w jakiejś Kudowie, przez dwa tygodnie.Dany obwozi nas jeszcze swoim samochodem po miejscowości, pokazuje swój dom i fitness studio swojej żony.
Wracamy na szlak. Mijamy mauzoleum z czasów rzymskich, które Dany każde nam koniecznie zwiedzić. Bo oczywiście jest on lokalnym patriotą i zależy mu byśmy zapamiętali te okolice 😉

Jest to najlepiej zachowany budynek starożytny w całym Izraelu. Według tradycji jakiś czas spędził tu Jan Chrzciciel. A później świętym miejscem dla wyznawców islamu…
Dziś wystraszyliśmy też jakis mały oddział wojskowy, który zawrócił na nasz widok …

Dzisiaj rozbijamy namiot w fajnym miejscu w lasku, niedaleko grillują Rosjanie. Z drogim samochodem, muzyką i kiełbaskami. Zagaduję ich o pogłośnienie muzyki i szybko przełamujemy lody, obdarowują nas czym rosyjska dusza bogata: słonecznik, woda, chałwa i … kiełbaski z grilla. Podkreślają : “niekoszerne”. Jakby dla nas jaroszy miało to znaczenie 🙂
Znów wisi pył w powietrzu i niewiele widać. Dlatego szybko celem kolejnego dnia staje się sklep z zachciankami. Dobiegamy do miejsca w którym powinien on być, a tu: zonk! Biurowce i wielkie budynki. Gdzie te lody? Całe szczęście pojawia się człowiek, sądząc po atrybutach – sprzątacz, szanujący swoją pracę (nie zbiera wszystkich śmieci od razu, co daje mu szansę wrócić w to samo miejsce i ciągle mieć co robić) i wskazuje drogę do raju.
Po wyjściu z raju było znów tak samo: rozjeżdżone drogi polne, długo i prosto z obchodzeniem błota przez pola….

 

Aż podeszliśmy pod małą górkę, na której szczycie zamknięto nad drogę.

Wytłumaczyliśmy sobie, że na pewno chodziło im o samochody i zakaz poruszania się nimi po nowo budowanej drodze i poszliśmy… Nie był to tylko nasz punkt widzenia zakazów, gdyż spotkaliśmy dwóch siedemdziesięciokilkuletnich panów, którzy maszerowali szlakiem. Bardzo żwawych, któzy w jedyne 23 dni doszli tutaj z Eilatu. Szaleni. W swoim życiu przeszli już z Francji do Santiago de Compostela i drugi raz tylko z innego punktu startowego. Uff. Życzyłabym sobie takiej krzepy w ich wieku!

Burma Road w Izraelu

Za zamkniętym odcinkiem czeka nas wesoła Burma Road z blaszanymi instalacjami.

Izraelski Szlak Narodowy

W czasie wojny w 1948 roku Arabowie opanowali góry judzkie wokół Jerozolimy, co umożliwiało i atakowanie i urządzanie zasadzek na konwoje jadące z zaopatrzeniem do miasta. Dlatego wybudowano objazd drogi głównej, a nazwa została wzięta od historycznej drogi birmańskiej, którą podczas wojny chińsko – japońskiej Brytyjczycy dostarczali zaopatrzenie Chinom (1937-1945).
My też niesiemy zaopatrzenie, tyle tylko, że w ilości wystarczającej dla zaspokojenia potrzeb dwóch osób 🙂
Tego dnia spotykamy jeszcze młodego chłopaka, zapewne 18-letniego, który przed pójściem do wojska ma wykonać trzy rzeczy: zrobić coś – co chce – samotnie jednego dnia (szedł Shvilem jeden dzień), drugiego dnia z rodziną (szedł Shvilem z ojcem), trzeciego dnia jakkolwiek cobie życzy (dzień nad morzem, na plaży). Zdaje się, że jest to rodzaj tradycji. U Trail Angela tłoczno, tak więc rozbijamy namiot w okolicy “Mahal Memorial (ku pamięci około 3000 wolontariuszy, Żydów i nie-Żydów, którzy przybyli z 29 krajów by walczyć w wojnie w 1948 roku i 119 z nich straciło w tej walce swoje życie…)”. Pod wieczór dwóch panów konno wyrusza na szlak…
Na początek dnia, znanego jako 19 dzień marca 2014 roku zdobywamy górę Ormę (620 m n.p.m.), której szczytu nie możemy znaleźć, ale odnajdujemy dogodne miejsce, gdybyśmy chcieli zaatakować konwój jadący drogą główną do Jerozolimy:)…

Ale zaskakuje nas wesoły traktorzysta! Więc niczego nie atakujemy…

Nie pozostaje nam nic innego jak pójść dalej – schodzimy do dolinki z Bnei Brit Memorial Cave, zasadzono tu sześć milionów drzew ku pamięci ofiar Holokaustu. W tym samym momencie podjeżdża tu kolumna samochodów, wszystkie białe terenówki, z których wysiadają Amerykanie, zapewne jedni ze sponsorów. Nawet gdy odchodzimy słychać jeszcze jakieś przemówienia a oklaskami …. Reszta drogi tego dnia przyjemna i kolorowa ….

 

 

aż powita nas kibuc Tzova (Cova, צובה). Na tych terenach istniała arabska wieść Suba, która była miejscem zaciętych walk podczas wojny z 1948 roku (strategiczne położenie -widok na drogę Tel Aviv – Jerozolima). w 48 roku stacjonowały tu nieregularne siły egipskiego Bractwa Muzułmańskiego, atakującego autostradę. Dlatego też Palmach, izraelska jednostka specjalna zaatakowała wieś. Mieszkańcy uciekli, a ci co nie uciekli zostali wypędzeni. W tym samym roku grupa weteranów z Palmach utworzyła tu kibuc Misgav Palmach, któremu później nadano nazwę Cova. Historia jakich wiele w tym kraju.

Izraelski Szlak Narodowy

Na kolejne górce, tuż obok na szczycie w kawiarence zdobywamy kolejną pieczątkę do naszego paszportu, a potem wracamy kilkadziesiąt metrów do lasku i kraniku z wodą. Rozbijamy tu namiot ponieważ Piotr odczuwa przemożną potrzebę umycia się, co też czyni na oczach zdziwionych biegaczy:)

Opuszczone arabskie wsie w Izraelu: Sataf i Hirbat Dorban

Rankiem schodzimy zboczem przez Sataf, arabską wieś również opuszczoną w 1948 roku.

Izraelski Szlak Narodowy

 

Izrael

 

 

Wapniaki wdrodze

We wczesnych latach 50-tych premier Ariel Sharon stworzył jednostkę elitarną 101, którą zarazem dowodził. Ćwiczyli oni właśnie w opuszczonym Sataf.
Schodząc spotykamy kolejnych Shvilowców, najpierw starszego pana z wnukiem, a potem trzech młodych Izraelczyków idących z południa. Ci pierwsi wyszli 19 lutego, drudzy pięć dni później. Jednakże chłopcy, jeśli droga była nudna, płaska, po prostu ją pomijali, np. łapiąc stopa i jadąc dalej… Prawie każdego zaskakujemy naszych paszportem ze szlaku, albo o nim nie słyszeli, albo w ogóle nie byli zainteresowani informacją o nim. Dlatego zaczynamy rozumieć dlaczego tak trudno zlokalizować pieczątki, przecież nikt o nie nie pyta! Dziadziuś robi sobie nawet zdjęcie z naszymi pieczątkami:)
Schodzimy do parkingu by zacząć 6km wspinaczkę do Pomnika Kennedy’ego, u stóp szczytu natykamy się na klasę szkolną. Nauczyciel postanawia nas wykorzystać do lekcji patriotyzmu: tłumaczy z ekscytacją w głosie, że my idziemy, tyle kilometrów, tyle dni przez ten piękny Izrael, ich ojczyznę. I żeby wzięli z nas przykład. A tak na boku pyta nas czy mamy w Polsce Decathlon, bo widzi nasze kijki, a on bardzo lubi tę francuską firmę…
Memoriał mijamy bokiem, zdjęcie w naszym przewodniku uznajemy za wystarczające, za to teren piknikowy…

Potem zaczynamy schodził w dół, spotykając kolejne kilka osób (tłoczno dziś!), aż szlak staje się bardzo stromy, nawet niektóre samochody nie wyrobiły kiedyś na zakręcie i teraz straszą zwisając:

i … dawno nie szliśmy wyschniętym potokiem, co nie? Dlatego idziemy:). Przy jego źródle (wyschniętym oczywiście) spotykamy pierwszego człowieka nie mającego związków z Izraelem, na dodatek Amerykanin. Timothy po prostu lubi Środkowy Wschód. A do tego jest prawdziwym amerykańskim luzakiem. Na pustyni nie zorganizował sobie wody, ani specjalnie przejmował jedzeniem: po prostu otrzymywał je od ludzi. Idzie tyle ile mu się chce i po prostu gdzieś tam się zatrzymuje, rozbija namiot i śpi. Po prostu nie ma planu. Tak też można.
Idziemy. I spotykamy Adama. Kilka dni wcześniej skończył 40 lat, a tuż przed postanowił zamknąć firmę IT i zmienić swoje życie. Robi jakieś drobne zlecenia, gdy potrzebuje pieniędzy. Obecnie idzie Shvilem. W aparacie zdjęcia kwiatów i zwierząt. Delikatny romantyk. Prawie się w nim zakochaliśmy:). Dzień pełen ludzi i wrażeń związanych z nimi kończymy w sadzie w opuszczonej arabskiej wsi Hirbat Dorban.

Izraelski Szlak Narodowy

 

I w tych romantycznych okolicznościach przyrody śni mi się grapefruitowy sad…

 

w poprzednim odcinku                                                                                 w następnym odcinku





PRAKTYCZNE INFORMACJE:

Dzień 21: Tel Aviv Yarkon Park – droga 471; dystans: 26km
centrum handlowe za mostkiem nad YArkon Parkiem
woda: Baptist Village, przy Kfar Sirkin: krany z wodą
miejsce na namiot: Tel Afek

Dzień 22: droga 471 – okolice Gimzo; dystans 21km
sklep: Mazor, El Ad (ortodoksi), samochód z hamburgerami koło Shoham,
woda: 1,5km za El Ad, za drogą 443 piknik area (woda, WC)

Dzień 23: Gimzo – Messilat Zion, dystans 24km, czas: 7-16
sklep na 7km dnia

Dzień 24: Messilat Zion-Sataf , dystans 21km
sklep w Tzova
kawiarnia, jedzenie w Sataf

Dzień 25: Sataf – Hirbat Dorban;  16km