Podjęta poprzedniego dnia decyzja (o tych wydarzeniach możesz przeczytać tutaj) poskutkowała spędzeniem kolejnego dnia w autobusie, na przemierzeniu państwa Izrael z południa na północ. Z Eilatu do podnóży Wzgórz Golan (Eilat-Tel Aviv-Kiryat Shimona-Kibuc Dafne). Chociaż północny kraniec INT znajduje się w Dan, to przewodnik podał, iż to obok kibucu Dafne znajduje się darmowe pole namiotowe . Całe szczęście kierowca autobusu miał jakie takie pojęcie o okolicy i wskazał palcem na placyk przy skrzyżowaniu dróg pod wielkim drzewem jako właśnie to o co pytamy, bo raczej byśmy się nie domyślili… Cóż, zaczęliśmy się przyzwyczajać do nocy spędzanych w hałaśliwych miejscach. Kraj jest w sumie tak mały, że rzeczywiście trudno znaleźć ciszę. Plusem (?) było to iż moglibyśmy czytać przez całą noc pod zapaloną uliczną latarnią:). Oprócz samochodów w nocy słychać dalekie odgłosy wybuchów. Spotkany następnego dnia człowiek oświeca nas, że to z Syrii. A świat patrzy…
Północny kraniec / początek Izraelskiego Szlaku Narodowego: u stóp Wzgórz Golan
Rano kilometrowy spacer asfaltem do Dan, gdzie w Beit Ussishkin Museum kupujemy paszporty szlaku, wbijamy pieczątki, napełniamy butelki z wodą i po zrobieniu sobie “pięknych fotografii na starcie” ruszamy.
Mamy szczęście, bo chociaż godziny otwarcia muzeum są sztywne (9-16), to raczej nie należy się spodziewać pracownika w sklepiku przy wejściu ani otwartych drzwi, obok jest dzwonek i chyba dzięki niemu można się jakość do środka dostać (napisy po hebrajsku – stąd to chyba:)). Najpierw idziemy dookoła ogrodzenia kibucu, potem nad rzeczką (tu jeśli ktoś nie chce spać przy Dafne, można by rozbić namiot nad rzeczką, jest kilka fajnych miejsc). Idziemy wzdłuż granicy z Libanem, w pewnym momencie przechodzimy pod rampą, na której widnieje zakaz wchodzenia w strefę wojskową. Lekki dreszczyk, ale od naszej strony nic takiego nie było. A poza tym już z niej wyszliśmy. Po 5 km dochodzimy do Senir Nature Reserve, do którego wstęp jest płatny (29NIS), my już tu byliśmy wcześniej, więc go omijamy bokiem (obejście drogą rowerową, mapkę znajdziecie w informacjach praktycznych). Rozlega się wycie syren. Dyskutujemy co to, Piotr stawia na alarm przeciwrakietowy. Ale po chwili milknie (niestety dźwięk alarmu, nie Piotr:)) i nic więcej się nie dzieje, więc idziemy. Dochodzimy do drogi nr 90 (stacja benzynowa, sklep spożywczy, McDonalds i restauracja, nasz amerykański kolega mięsożerca stwierdził, że są tu najlepsze w Izraelu steki) i robimy mały odpoczynek pod mostem. Towarzyszy nam rosyjskojęzyczny kierowca autobusu wycieczkowego, który poleca nam darmowy pedicure z użyciem małych rybek w tej rzeczce. Ale to dopiero początek naszego marszu, więc nie korzystamy 🙂
Za budką przy bramie wejściowej do kibucu Baruch łapiemy ostatki cienia, bo mimo że na północy jest więcej zieleni, ba, w sumie to jest jakakolwiek roślinność wiosną, to dziś jest niesamowicie gorąco. Nam. Bo spotykamy dwóch amerykańskich młodych Żydów, którzy wędrują bez czapek z plecaczkami, nie zauważając upału… Przy bramie znajdujemy węża ogrodowego i mamy wielką ochotę zrobić sobie lany poniedziałek. Dosłownie. Jest poniedziałek, 24 luty.
Lekko podchodzimy do Kefar Gileadi, gdzie u bram cmentarza stworzono miejsce pamięci o ofiarach rakiety z czasów drugiej wojny libańskiej.
Dzień zbliżał się ku końcowi, czas zacząć myśleć o noclegu. W przewodniku zaznaczono camping w okolicy miejscowej szkoły i muzeum w Tel Hai . Powinno być przy szlaku. Już mamy tam iść, gdy spotykamy starszego pana, który też podąża szlakiem i twierdzi, że bardzo chce nam pomóc. Jego GPS (!) w komórce wskazuje mu kierunek i twierdzi, że powinniśmy z nim pójść. Niestety prowadzi nas do super drogiego Youth Hostelu, przy którym nie możemy postawić namiotu, bo podobno brakuje nam jakiegoś ubezpieczenia. Ciekawe jakiego? Od rakiet? Odchodzimy kawałek i znajdujemy płaskie miejsce w lasku (raczej krzaczkach). Znów obok hałaśliwa droga. A na dodatek rano brama na teren szkoły jest zamknięta (otwierają ją o 9), czyli musimy okrążyć całą miejscowość. Całe szczęście łapiemy autobus wycieczkowy na stopa, który podrzuca nas w okolice cmentarza, dzięki czemu szybko wracamy na szlak. W lekkim deszczu idziemy przez uroczy las.
Izrael północny: Dolina Hula – Rów Jordanu
By ostatecznie iść brzegiem Doliny Hula, części Rowu Jordanu, a wszystko to poniżej poziomu morza. Z góry roztacza się cudowny widok:
I tak miło przez cały dzień, aż w zasięgu naszego wzroku znajduje się Yesha Fort z czasów mandatu brytyjskiego. Z uśmiechem na ustach raźniejszym krokiem ruszmy ku niemu, by się znacznie zdziwić: szlak skręca gwałtownie w lewo. Po kamykach. A potem ostro w dół, po skałach, takich, że musimy zdejmować plecaki by się przedostać lub zejść. A potem ostro w prawo i to samo, tylko w górę. Mały koszmar na koniec dnia.
Piękne miejsce zwane Nahal Kadesh i szkoda, że nie okazaliśmy mu szczególnej atencji, po prostu przegrało ze zmęczeniem… Rozbijamy namiot w miejscu piknikowym u bram fortu. Uff. Zasypiamy błyskawicznie.
Obudził nas lekki deszcz. Słońce właśnie zaczęło wschodzić. To zawsze najtrudniejsza pora dnia: wstać. Wyjść z ciepłego śpiworka, zagotować wodę, przetrzeć wodą oczy i pakowanie. Codziennie te same czynności. Po kolei. Gest za gestem. Rzecz za rzeczą. Ostatnim ruchem jest założenie plecaka i pierwszy krok.
Na dzień dobry zwiedzamy świątynię Jozuego, która uważana jest za jego grób:
przez tęczę:
i magazyny:
by ostatecznie ostro zejść do Nahal Dishon, przyjemnej doliny wyschniętego strumienia. Tego dnia rozbijamy namiot w kibucu Dishon, gdzie miał być sklep, ale zbankrutował, a żeby zostać musieliśmy otrzymać pozwolenie od zarządzającego kibucem. Ale całe szczęście nie było z tym dużego problemu: pani sprzątająca coś na kształt świetlicy wiejskiej, po prostu do niego zadzwoniła. Cudnie.
Zdobywanie Góry Meron i archeologiczne ciekawostki
Nadszedł ranek, dzień czwarty. Kolejne kilometry do przejścia. Zaczynamy powolną wspinaczkę na Górę Meron (1192 m n.p.m.). Mijamy niesamowite formacje skalne …
grób proroka Izajasza, przy którym spotykamy dwie Izraelki, które idą fragmentami szlaku (przyjeżdżają dwoma samochodami, jeden zostawiają na początku, drugi na końcu odcinka z danego dnia i potem nie mają problemu z powrotem do domu). Dziewczyny ukończyły właśnie studia i mają zamiar zrobić sobie tzw. gap year, czyli roczną przerwę od zwykłego życia, chcą podróżować:).
by w końcu znakiem ograniczyć nam towarzystwo do minimum…
dziury po kulach mogą znaczyć, że kilku z tych, którzy tu dotarli mogło się zdenerwować zakazem… Ostatecznie trafiamy do magicznego lasu:
Na koniec krótka wspinaczka pod górę i … Pod dojściu do drogi kierunkowskaz prowadzi nas do Meron Field School, gdzie musimy iść, by dostać pieczątkę do naszego szlakowego paszportu. Ale brama niestety zamknięta jest na głucho. Solidna. Przy niej coś na kształt domofonu. Piotr wciska kilka cyfr. Nic. Po chwili brama zaczyna się wolno otwierać. Ale ciągle nie widać nikogo. Postanawiamy, że on pójdzie, a ja zostanę z plecakami. Gdyby to był jakiś błąd i brama zaraz się zamknie a w środku nikogo nie ma to łatwiej mu będzie się wydostać. Idzie. Brama zamyka się zgodnie z naszymi przypuszczeniami. Po chwili znów się otwiera, a Piotr macha do mnie: Chodź! Pan pracownik proponuje nam domek z ciepła wodą, najpierw za 50 NIS/os, ale po chwili zmienia zdanie i nie chce pieniędzy. Po chwili przynosi nam też jedzenie… Cudo…
Teraz tak: to zielone, sałatka nazywa się tabuleh, zrobiona jest z kuskusu, drobno posiekanej pietruszki, mięty, ogórka, pomidora, dymki, cytryny i oliwy. Reszta niekoniecznie przez nas rozpoznana :). To różowe było słodkie. Piękny wieczór. Dlatego kolejnego dnia dość żwawo zdobywamy szczyt góry Meron, dokładnie to nie szczyt, tylko punkt widokowy, ponieważ na szczycie znajduje się teren zamkniętej bazy, ale jest tak wcześnie i mgliście, że nie robi nam to specjalnie dużej różnicy.
Po chwili mgła schodzi do doliny, a my rozpoczynamy powolne znów dwudniowe schodzenie z góry do doliny, ciągle pięknej…
Przysiadamy na chwilę pod “krzesłem Eliasza“:
by w końcu dotrzeć do starożytnej synagogi w Hirbat Shamma. Według tradycji nazwa miejsca pochodzi od żydowskiego uczonego z I wieku przed naszą erą, a spore ruiny to jego grób. Jest on znaczącą figurą w literaturze rabinicznej, w jego czasach istniały dwie szkoły myślenia, jedna znana pod nazwą “Domu Shammai”(Beit Shammai), a opozycyjna “Dom Hillel” (Beit Hillel). Talmud podaje ponad 300 różnic między nimi, niemal w każdej rację ma Hillel. Cóż, znajdujemy się więc w miejscu związanym z osobą, która nigdy nie miała racji. Trochę go szkoda :).
Mijamy okropnie zaśmiecone miejsce piknikowe, a pośrodku ludzi przy stolikach wypoczywających i spożywających posiłki (chyba się do tego nie przyzwyczaję nigdy)i dochodzimy do drogi., którą mówimy przejść pod spodem:
Wchodzimy do kolejnego wyschniętego potoku Nahal Amud i zarazem terenu objętego ochroną. Szlak prowadzi nas jakimś bocznym wejściem, bo później dołączają do nas z prawej strony tłumy ludzi, którzy zapłacili za wejście do rezerwatu (!). Jest to chyba najładniejsza część szlaku, jeśli chodzi o doliny wyschniętych strumieni. Fragmentami jest tu woda, ruiny opuszczonej arabskiej wsi, zbiorniki z wodą, w których można pływać…
Dziś po zmroku zaczyna się szabat, dlatego wybieramy najładniejsze miejsce w okolicy na nocleg (mimo iż musimy ostro wspiąć się pod górę…). A tak naprawdę to nie mogliśmy tego dnia dalej iść szlakiem (zmrok, zakaz) a także legalnie rozbić się w dolinie bo to rezerwat, spotkaliśmy strażnika z parku, który kilkakrotnie podkreślił, że nie możemy iść już dziś dalej, a jedynym miejscem poza parkiem było źródło Ein Koves 🙂
Przy źródle wieczorem wielu religijnych Żydów obmywało się przed szabasem. A później w dolinie roznosił się śpiew…. W w nocy chrumkanie dzików …
w poprzednim odcinku w następnym odcinku
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
krótkie info o Beit Ussishkin Museum w Dan tutaj a także tutaj, tu kupujemy Israel Trail Walking Passport, pierwsza pieczątka
Ulotka z Senir Stream Nature Reserve tutaj
Dzień 1: Dan – Tel Hai: 12 km
możliwe darmowe noclegi:
*kibuc Dafne, wysiadamy przy przystanku na drodze nr 99, przy jej skrzyżowaniu z drogą nr 918;
* 2km od momentu rozpoczęcia szlaku w Dan, nad rzeczką;
*za rezerwatem Senir Stream, dochodzimy do drogi nr 90, nad rzeką, tu: sklep spożywczy;
*Tel Hai, schodzimy szlakiem w dół, do dolinki i tam szukamy kawałka płaskiego lub przechodzimy 2km z dnia następnego;
woda i sklepy:
*Dan, sklep w kibucu
*kibuc Baruch, przy bramie głównej;
*przy cmentarzu w Tel Hai, jest tu też umywalka i toalety, ale te były zamknięte;
Dzień 2: Tel Hai – Yesha Fort: 15 km, czas przejścia (z odpoczynkami i posiłkami) 7.00-16.00
noclegi:
*1-2km za farmą w załomie drogi jest kilka płaskich miejsc z niesamowitym widokiem na dolinę Hula;
*przy Yesha Fort, teren piknikowy, ze stołami, kranem z wodą i zamknięte toalety;
woda i sklepy:
*na 12 km farma M. Haroim, widać ją ponad szlakiem w górze, gdzie rzeźba ze znakiem wskazuje wielki zbiornik z wodą dla piechurów;
Dzień 3: Yesha Fort – Dishon: 15km, czas przejścia: 6.15-13.30
noclegi:
*za drogą nr 899, przy świątyni Jozuego;
*1km dalej przy punkcie widokowym, stąd też odbicie jesli ktoś chce nocować w Ramot Naftali
woda i sklepy:
*przy przepompowni, tuż przed drogą nr 886, mały kranik;
*kibuc Dishon, tylko woda i B&B;
Dzień 4: Dishon – Mt. Meron, 18 km
*Mt. Meron Field School, 50NIS za osobę w domku lub w namiocie
*100m za Field School znajdują się otomańskie ruinki, przy których znajduje się darmowe pole namiotowe
Dzień 5: Mt. Meron – Ein Koves 19km, czas: 8,00-17,00
* woda po zejściu z Mt. Meron, na terenach piknikowych
*na 10km przy ruinach synangogi fajne miejsce na namiot;
*przy drodze nr 866 miejsce piknikowe, ale zaśmiecone ekstremalnie, można się rozbijać, woda, WC zamknięte
* w Nahal Amud, czerwony szlak odbija w prawo, prowadzi do kas biletowych i pola namiotowego
*Ein Koves, woda, miejsce na namiot
Miałem okazję być w Izraelu, zwiedziłem stolicę, Jerozolimę, Morze Martwe i Hajfę, jestem zauroczony tym krajem! Może kiedyś zwiedzę tam te miejsca co Wy 🙂
Pozdrawiam
Szalenie podoba mi się taki styl podróżowania, ale moje kolano i kręgosłup bardzo nie lubią takich pieszych wycieczek z plecakiem. Jednak Izrael w tych rejonach wygląda kusząco.. dzięki za zobrazowanie tego miejsca 🙂
I ja spodziewałam się nieco innych krajobrazów po Izraelu, ale i tak wygląda bardzo ładnie. A tabouleh wygląda wcale smakowicie!
Niewątpliwie chciałabym zobaczyć kiedyś pustynię. Ale na razie jakoś nie ciągnie mnie w rejon Izraela. Chyba głównie dlatego, że wolę nieco bardziej przesycone zielenią krajobrazy (tak, wiem kłóci się to z chęcią zobaczenia pustyni, ale to jest jakby odrębny temat). Natomiast Wasza wyprawa niewątpliwie była ciekawa, co widać po zdjęciach 🙂
Witam. Przyznaje, że zaskoczyły mnie te widoki, zawsze wyobrażałam sobie to państwo jako bardziej pustynne tereny. Świetne musiały być te widoki na rozległe doliny, no i jedzenie też całkiem apetycznie wygląda:)
Witam! Wiosną zakwita nawet troszeczkę pustynia Negev, dopiero później wszystko wysycha 🙂 pozdrawiamy